"Nowoczesna oczekuje chyba za wiele od tego, w jakim jest miejscu. Nie chodzi mi o to, jakie ma wsparcie procentowe, chodzi o to, że są nową partią" - powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Jerzy Fedorowicz. Senator Platformy Obywatelskiej dodał, że jego partia jest ugrupowaniem, które powstało wcześniej, miało swoje przejścia, było opozycją, rządziło. "I powstaje druga część w oporze przeciwko temu, cośmy zepsuli, złożona z ludzi inteligentnych i wspaniałych, i nagle oni uważają, że mogliby być lepsi" - podkreśla gość Marcina Zaborskiego. "Polityka jest grą, w tej grze nie wszystkie karty są jasne dla publiczności" - wyjaśnił Fedorowicz.

Marcin Zaborski, RMF FM: "Przez kolejne grudnie, maje; Człowiek goni jak szalony. A za nami pozostaje; Sto okazji przegapionych". To zatrzymajmy się na chwilę, bo żegnamy autora tych słów - Wojciecha Młynarskiego. Kogo pan żegna?

Jerzy Fedorowicz, senator PO: To całe moje pokolenie chłopaków, którzy zaczęli studia w 1965 roku, czy w 1964, i tych wybitnych moich kolegów aktorów, z którymi dzisiaj rozmawiałem - Jurek Trela, Talar, Teleszyński... Żegnamy najpierw gościa, od którego uczyliśmy się. Potem żegnamy kolegę starszego trochę od nas, który przyjeżdżał na nasze egzaminy, bo śpiewaliśmy jego piosenki na egzaminach - warto było zobaczyć, jak sobie z tym dajemy radę. A potem ja żegnam bardzo bliskiego mi człowieka, bo spędzałem czas w jego domu na Łowickiej, jak byłem w Warszawie - z mała Agatką, malutką Paulinką, Jasia jeszcze nie było na świecie; u Adrianny Godlewskiej (żona Wojciecha Młynarskiego - przyp. red.). Cudowna rodzina. I tam przy Wojtku cały czas przesiadywałem będąc już aktorem.

Wspomina pan i się uśmiecha, i to jest bardzo ważne, bo "my możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie. Jeszcze nie, długo nie". I kiedy tych wspomnień od wczorajszego wieczora, to mam wrażenie, że wyłania się z nich żal uśmiechnięty, bo na pewno nie żal łzawy.

No tak, bo Wojtek mimo tego, że atakował system i atakował ludzi, to tam nie było złości ani projektu takiego, żeby się ci ludzie czuli tak potwornie obrażani. On wytykał nam wszystkim nasze słabości. A przy okazji nas też uczył...

A czego pana nauczył?

Przede wszystkim nauczył mnie tego, co znaczy właściwie piosenka, co to znaczy dobry tekst. On nigdy nie mówił o sobie, ze jest poetą, choć w moim pojęciu jest naprawdę też wybitnym poetą. To można potwierdzić na bazie nie jego piosenek, ale tłumaczeń jego piosenek - Okudżawy (Bułat), czy na przykład Brela (Jacques), które są tłumaczone jako poetyckie. 

Poetą, ale bardzo pracowitym. Mówią o nim "tytan pracy". Dwa tysiące tekstów napisał.

No tak. Wie pan, to takie jest życie, że jeden tekst gdzieś w głowie się rodzi, potem jest następny i każdy z tej branży tak właściwie żyje. Nie wiem, czy mogę mówić, bo ciągle ktoś przy nim mówi o sobie, ale trudno... Chciałem zmienić swoje życie i jeździłem na przedstawienia Wojtka do Teatru Ateneum na "Hemara" i mówię: To ja może bym zrobił Tuwima, ale kto inny, ktoś nie chciał, ktoś nie mógł, nie było pieniędzy, a on mówi: Fedor, no nie marudź, jak nie chcą inni zrobić, to zrób Ty. I dokładnie według jego szkicu i według jego wszystkich wskazówek, tak powstało przedstawienie "Tęsknota za Frisco", które było oparte na tym przepięknym przedstawieniu "Hemara" w Ateneum, gdzie Opania, gdzie Zborowski, gdzie był ten słynny kwartet z Ateneum. I nagle ktoś zobaczył, że ja potrafię, i dzięki temu zostałem dyrektorem, a w podzięce poprosiłem go o zgodę na wystawienie piosenek Jacquesa Brela w jego tłumaczeniu.

A gdyby pan miał dzisiaj mu podziękować i spróbować wystawić mu pomnik, to w jaki sposób chciałby pan zachować pamięć, także dla innych, o Wojciechu Młynarskim.

To jest pamięć, która powinna być związana z czymś, co nazywamy inteligencją. Proszę pamiętać, że Wojtek to jest człowiek, który pochodzi ze znakomitej rodziny: Emila Młynarskiego rodzina, siostra, matkę znałem doskonale. To są ludzie z najwyższej półki. Tej pięknej Warszawy. Coraz mniej może jest takich ludzi, którzy nigdy nie myśleli o sobie, którzy zawsze myśleli o nas. I człowieka, który tak patrzył zawsze pięknie do przodu na świat. Proszę zauważyć, że nawet w tym ostatnim okresie, kiedy on atakował ludzi w polityce, którzy są głupsi od nas, to też ich tak specjalnie nie poniewierał. Tylko wskazywał cały czas.



W pana życiu poezja przeplata się z polityką nieustająco. Tak jest także dzisiaj i tak też będzie w tej naszej rozmowie, więc róbmy swoje. Jak pan patrzy na politykę, biorąc w niej udział, w Senacie także, to jak pan myśli: w jakim spektaklu biorą udział, grają politycy opozycji. Od wielu tygodni widać, że Nowoczesna i Platforma mają się spotkać, próbują się spotkać, ale im to nie za bardzo wychodzi.


Rozmawiałem wczoraj z jedną z poważnych posłanek Nowoczesnej. Nowoczesna oczekuje chyba za wiele od tego, w jakim jest miejscu. Nie chodzi mi o to, jakie ma wsparcie procentowe. Chodzi o to, że są nową partią.

A może Platforma nie chce ustąpić, bo czuje się wciąż tą pierwszą, najważniejszą partią opozycji.

Panie redaktorze, pan to powiedział, ja to potwierdzam. Przepraszam bardzo, ale jest partia, która powstała wcześniej, która miała swoje przejścia, była opozycyjną, rządziła. Ze swojego grona wyprowadziła wybitnych polityków z Donaldem Tuskiem na czele i prezydentem Komorowskim. I powstaje druga część w oporze przeciwko temu cośmy zepsuli, złożona z ludzi inteligentnych i wspaniałych, i nagle oni uważają, że oni mogliby być lepsi.

Tyle, że mówicie, i jedni i drudzy: mamy ten sam cel, odsunąć PiS od władzy. Ale kiedy przychodzi co do czego i trzeba rozmawiać, spotkać się i działać wspólnie, no to troszkę wygląda na taką dziecinną zabawę.

To nie jest dziecinna zabawa. Też tak myślałem na początku, jak wchodziłem do polityki. Polityka jest grą, w tej grze nie wszystkie karty są jasne dla publiczności.

To czego ja nie rozumiem patrząc na to wszystko?

Pan za dużo rozumie, bo pan się tym zajmuje zawodowo, ale proszę pamiętać, że kiedyś mówiłem Palikotowi: "Uważaj, lider może być tylko jeden, jesteś świetnym facetem, miałeś ogromne pieniądze, umiesz, nie chcesz mieć nad sobą szefa. Poczekaj chwileczkę". To nie jest tak.

Ale to pan, panie senatorze, kiedyś namówił do współpracy na scenie w teatrze skinheadów i punków. Oni pojawili się w jednym spektaklu w Teatrze Ludowym. To może umiałby pan dzisiaj zrobić coś, żeby te dwie partie ze sobą się spotkały, a może żeby w ogóle opozycja potrafiła działać razem?

Żeby chcieli mnie słuchać...

A nie chcą? Próbuje pan?

... Skinheadzi i punki to mnie chcieli słuchać.

To co pan zrobił wtedy, że się udało?

Nie no, byłem szorstkim tatą, czasem niedobrym i potrafiłem się pokłócić i nawet pobić.

To może teraz też powinien pan być szorstkim tatą i wziąć sprawy w swoje ręce. Podobno Platforma szuka kandydata na premiera przy wniosku o wotum nieufności dla rządu. Nada się pan?

Ja panu coś powiem. Wotum nieufności dla rządu - zgadzam się i uważam, że kandydatem na premiera w takiej sytuacji - bo musi się pojawić - w sposób naturalny jest Grzegorz Schetyna.

Ale on się jakoś nie wyrywa jak na razie. Nie widać, żeby bardzo chciał i wydaje się, że ma dylemat trochę taki jak u Szekspira: Zgłosić się i przegrać, czy jednak siedzieć z boku i poczekać.

Ale dobrze robi, bo Grzegorz Schetyna dużo czyta, jest też wykształconym historykiem.

Ale będzie kandydatem na premiera Platformy?

Decyzja zapadnie w najbliższym czasie. Jestem co prawda w gabinecie cieni, ale jestem tylko wiceministrem. Natomiast chcę panu powiedzieć, że oczekuje jednak polska opinia publiczna tego, żebyśmy byli bardziej zdecydowani.

Żeby Platforma była bardziej zdecydowana?

Tak, Platforma. Że nie chcą, żebyśmy byli anty-PiSem, tylko żebyśmy mieli swój program. Tylko zapominają, że my mamy ten program.

Ale rozumiem, że pan na wszelki wypadek nie odbiera telefonu od Grzegorza Schetyny, bo może zadzwoni i poprosi: "Panie Jerzy, ratuj. Bądź kandydatem na premiera".

Jeżeli mnie ogląda mój szef, to muszę powiedzieć, że szef nigdy do mnie jeszcze nie zadzwonił. Ale powiem panu jedną rzecz, że różnie z nami było, ale jak mnie prosił, żebym wszedł do działania poważnego, to rozmowa trwała trzy sekundy.

I jak teraz poprosi, to pan też wejdzie.

Tak, dlatego że uważam, że jest to człowiek, który się nadaje do tego, żeby zmienić politykę polską.

„Będę szanował każdy wyrok Trybunału Konstytucyjnego, jeżeli okaże się, że po zbadaniu przez naszych ekspertów nie jest to działanie polityczne, tylko absolutnie zgodne z prawem i regułami konstytucyjnymi, które nas wszystkich obowiązują” – powiedział w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Jerzy Fedorowicz. Senator PO odniósł się w ten sposób do dzisiejszego orzeczenia TK pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej. „Nie musi być naszym ekspertem za pieniądze prof. Zoll czy prof. Chmaj, tylko wystarczy, że to jest dla mnie autorytet. W razie czego mogę zapytać starszego syna, który jest prawnikiem i on mi powie: Tata, to jest zgodne z konstytucją, a to jest niezgodne” – mówił polityk. Marcin Zaborski pytał parlamentarzystę o autorytet tego typu osądu. „Jeżeli mnie wybiera 70 tysięcy krakowian (…), to znaczy, że te 70 tysięcy osób mi ufa, a jeśli przekażą dalej, to będzie ich więcej” – stwierdził Fedorowicz.