W tym miejscu ożywa długopis, styropianowa kulka, a nawet… skarpetka. Odwiedzają je głównie dzieci, ale młodnieje tu każdy! Wszystko dzięki wyjątkowej atmosferze tego wyjątkowego teatru. W naszym cotygodniowym cyklu "Twoje Niesamowite Miejsce" reporterka RMF FM Aneta Łuczkowska odwiedziła Teatr Lalek "Pleciuga"!

"Pleciuga" działa w Szczecinie nieprzerwanie od ponad 60 lat, ale historia spektakli lalkowych dla dzieci jest tu starsza: zaczęła się tuż po wojnie. Na początku teatr nazywał się "Rusałka", a w 1957 roku narodziła się "Pleciuga".

Placówka miała kilka lokalizacji, m.in. przy al. Wojska Polskiego. W latach 70. specjalnie dla niej powstał budynek przy ul. Kaszubskiej. Od prawie 10 lat teatr ma zaś nową i nowoczesną siedzibę.

"Pleciuga" ma na swoim koncie ponad 200 premier, a przez jej deski przewinęło się kilka pokoleń aktorów-lalkarzy. To głównie absolwenci studiów o tej specjalizacji.

To aktorzy, którzy przechodzą przez takie same studia, uczą się tych samych przedmiotów w szkołach teatralnych, ale oprócz tego mają zajęcia z technik lalkowych. Przechodzą wszechstronne szkolenie z animacji przedmiotem - wyjaśnia Zbigniew Niecikowski, dyrektor "Pleciugi".

Dobry aktor lalkowy zagra Szekspira... zwykłym długopisem.

Aktor musi umieć każdego widza zaskoczyć, zafascynować tak, że nie będziemy zwracać uwagi na niego, tylko na to, co jest animowane, co jest ożywiane w jego ręku - zaznacza dyrektor Niecikowski.

Droga do tego, by aktor mógł popisać się na scenie swoim kunsztem, jest jednak długa. Lalki trzeba zbudować od podstaw. W "Pleciudze" zajmuje się tym Tomasz Sterczewski, teatralny rzemieślnik. W przestronnej pracowni buduje kukły, pacynki, jawajki i marionetki. Każdą ożywia się w inny sposób. Każda wygląda inaczej. Do każdej potrzebna jest inna technika.

Twarze lalek mogą powstać np. z masy papierowej.

Model rzeźbię w glinie, glina jest wdzięcznym materiałem. Robię potem odlew gipsowy i w tym odlewie gipsowym wyklejam twarz papierem - opowiada Tomasz Sterczewski.

Później zaczyna się proces obróbki: twarz jest wygładzana, malowana, przyklejane są włosy. Gdy lalka ma być starannie wykończona, jej produkcja trwa mniej więcej tydzień.

A to nadal nie koniec. Potrzebna jest również praca teatralnych plastyków i krawców. W ich pracowni szyte są nie tylko stroje dla lalek, ale też kostiumy dla aktorów. Wszystko według pomysłu scenografów.

Mamy tu fachowców, którzy zajmują się szyciem, malowaniem, konstruowaniem, rzeźbieniem. My nadajemy formę tej wizji - mówi Maria Pietras, kierownik pracowni plastyczno-konstrukcyjnej.

Zdarza się, że koncepcja scenarzysty jest niemożliwa do zrealizowania i trzeba kombinować. Jak zapewnia Maria Pietras: zawsze z sukcesem.

Czasem zdarza się, że jakiś kostium nie wytrzyma i porwie się na scenie. Wtedy pracownicy naprawiają go w trakcie przerwy.

Gotowe lalki trafiają do magazynu. Ile ich mieści teatralny magazyn - wie chyba tylko dział księgowości. W magazynie leżą lalki używane obecnie, jak i te, których przedstawienia zeszły już z afisza. Te najstarsze, które już się nie przydadzą, są sprzedawane przedszkolom.

Gdy teatr odwiedzają dzieci i mają okazję zajrzeć do magazynu lalek, zawsze robi to na nich wielkie wrażenie. Niektórzy dorośli mogliby poczuć się tu nieswojo, zwłaszcza przy zgaszonym świetle...

Właśnie w te lalki duszę muszą później tchnąć aktorzy. Krzysztof Tarasiuk wciela się ostatnio w Świnkę, Myszkę i Osiołka. Wszystkie to marionetki, w ruch wprawia się je ruszając krzyżakiem, do którego podłączone są sznurki, przytwierdzone do głowy i kończyn postaci.

Sznurków może być 6, 12, 24, są marionetki złożone z dwóch krzyżaków. Wiadomo, że im więcej, tym więcej ruchów można daną lalką przedstawić, ale jest to też wtedy trudniejsze - mówi aktor.

Dziś na przedstawieniu wstała dziewczynka z pierwszego rzędu i zawołała: "Myszko, jaka ty jesteś słodka!". To właśnie dla takich momentów warto tu pracować - podsumowuje Krzysztof Tarasiuk.