"Drakońska kara dla Lecha to grzywna i cały przyszły sezon w pucharze Polski grają bez publiczności, więc nie będą mieli wpływów z biletów. Ta kara może urosnąć do miliona złotych" - mówi gość "Dania do Myślenia" w RMF Classic, redaktor naczelny "Przeglądu Sportowego" Michał Pol. Chodzi o kary nałożone na Lecha Poznań i Legię Warszawa po finale Pucharu Polski – 250 tys. dla Lecha i roczny zakaz gry z udziałem publiczności, oraz 150 tys. dla Legii. "Takiej kary jeszcze w polskim futbolu nie było. To za rzucanie rac na murawę, co jest absolutnie niedopuszczalnie, haniebne i nie do obrony" - uważa ekspert. Dodaje, że race to nieodłączny element naszej kultury kibicowskiej. "Raczej nie należymy do świata zachodniego, który kibicuje zupełnie inaczej. W Hiszpanii np. klaszczą. U nas jest żywiołowy doping bez względu na to, co dzieje się na boisku" - mówi Pol. Pytany o wyeliminowanie rac odpowiada, że jest sceptyczny. "Kibice i tak wniosą te race. Wystarczy 10 odpalonych nielegalnie i będzie to jeszcze większym zagrożeniem" - uważa gość RMF Classic.

Tomasz Skory: Komisja dyscyplinarna PZPN nałożyła wczoraj kary na Lecha Poznań i Legię Warszawa, oczywiście w następstwie tego, co działo się w poniedziałek na meczu o Puchar Polski. 250 tys. dla Lecha, 100 tys. dla Legii. Dla Lecha także - i to chyba najbardziej uciążliwe - roczny zakaz gry z udziałem publiczności. To są dotkliwe kary? Za coś takiego? Za zadymienie całego stadionu?

Michał Pol: Nie, nie, to nie są kary za zadymienie. Taka rzeczywiście drakońska kara dla Lecha, bo to jest 250 tys. powiedzmy, które urośnie, bo to jest grzywna, którą oni muszą zapłacić. Ale cały przyszły sezon w Pucharze Polski, zakładając, że...

Nie będzie wpływu z biletów.

Grają bez publiczności, więc nie będą mieli wpływu z biletów. Więc ta kara może urosnąć powiedzmy do miliona, bo jeszcze nie wiem, ile meczów by oni grali u siebie, ile na wyjeździe. To by zależało od losowania. Ale to jest rzeczywiście - takiej kary jeszcze w polskim futbolu nie było. To nie jest za zadymienie. To jest jednak za stworzenie zagrożenia, za rzucanie rac na murawę, co jest absolutnie niedopuszczalne, haniebne i po prostu nie do obrony. Zwłaszcza, że jedna z nich uderzyła w nogę piłkarza, mogła w głowę, mogła w kark.

Na szczęście, nic się nikomu nie stało. Chociaż mogło dojść do poparzeń oczywiście. Ale powiedz, co takiego sprawia, że święto jakim jest Puchar Polski, finał, musi wyzwalać aż tak negatywne emocje? Które wymagają pirotechniki, jakiegoś rzucania rac na stadion, celowania nimi w sędziego, w bramkarza?

To jest element - wiem, że to słowo zabrzmi może, że wyda się wielu kontrowersyjnym, ale - element kultury kibicowskiej w naszym kraju, w naszej części Europy. My raczej nie należymy do świata zachodniego, który kibicuje zupełnie inaczej. Nie wiem, w Hiszpanii głownie klaszczą, jak na spektakl teatralny w premier lig. Bardzo żywiołowo reagują na to, co się dzieje na murawie, adekwatnie do tego, czy jest akcja naszej drużyny to wzrasta wtedy napięcie kibiców. Jest to słynne "uuu" - jak piłka leci tuż obok słupka. U nas jest zupełnie inny, taki żywiołowy... Oprawa jedna wielka. Nasi kibice - dla nich doping własnej drużyny to nie jest tylko przyjść na stadion i dopingować i hejtować...

Szczerze mówiąc, można mieć wrażenie, że gra drużyny, czy to, co się dzieje na boisku nie ma większego znaczenia. Tu oprawa jest istotniejsza. Jeżeli się zadymia to, co można zobaczyć na murawie, no to...

Mówię, że doping jest taki... rzeczywiście bardzo intensywny. Jednak bez względu na to, co się dzieje na boisku. I to nie jest tylko finał pucharu Polski, te oprawy są co mecz, wyjątkowe, często patriotyczne, jeżeli są rocznice. Często naprawdę bardzo wymyślne, zawierające w sobie sektorówkę, taką zasłaniającą cały sektor. I powszechnie uważa się, że nasi kibice są... robią te oprawy najlepiej w Europie. Więc oni jeszcze bardziej się starają, jeszcze bardziej się zrzucają, jeszcze bardziej piszą scenariusze. I jednak u nas, tak mniej więcej jak w Turcji czy na Bałkanach, jednak nieodłącznym elementem tych opraw są race. Rok temu były na finale pucharu Polski, dwa razy obie drużyny je odpalały i zupełnie to było pod kontrolą zrobione, nie stworzyło żadnego zagrożenia. I stąd wydaje mi się, że PZPN poszedł na taką ugodę umowną. Rozumiem...

Ale poza prawną.

Tak, ale, bo to też jest... Zaraz o tym powiem, ale rzeczywiście... jednak ta umowa na pewno nie obejmowała rzucania tych rac na murawę, one od bardzo dawna już na murawie się nie znalazły i to absolutnie trzeba wyplenić. I to rzeczywiście musi zostać ukarany nie tyle sam klub - ile indywidualnie sprawcy, których klub teoretycznie powinien wyłapać we własnym interesie i tę karę przerzucić na...

A tymczasem race zostają zatrzymane w samochodzie akredytowanym przez kibiców Lecha Poznań, przy PZPN. O na przykład tak to jest. Może należy wyeliminować te race i w ten sposób mieć spokój. Zwłaszcza, że takie jest prawo, nie wolno rac używać.

Ja jestem sceptyczny, co do takiego powszechnego wyeliminowania tych rac, to...

Ale można być sceptycznym wobec powszechnego wyeliminowania morderstw, bo one się jednak będą zdarzały, nie mniej są zabronione.

Ale, aż tak nie idźmy daleko porównując race z morderstwem. Ja widzę zupełnie inne rozwiązanie, ponieważ kibice i tak wniosą te race. Nie wniosą ich stu, jak na finał Pucharu Polski, ale wystarczy dziesięć. I te dziesięć rac będzie jeszcze większym zagrożeniem, o ile one, tak jak dzisiaj, są odpalane nielegalnie, a więc często pod sektorówkami, co już w ogóle tworzy gigantyczne zagrożenie, jak te race są odpalane... I cały sektor jest przykryty. I wszystko to robią zakapturzeni młodzieńcy w jakimś takim ferworze. Dzisiaj ich to dodatkowo nakręca, że to jest owoc zakazany, który jak wiadomo - zawsze smakuje lepiej. Jak to będzie po prostu dozwolone i będą odpowiedzialni z imienia i nazwiska - osoby, które to odpalają. Będą jakieś zabezpieczenia, jakieś wiadra z wodą. To po pierwsze: straci ten sam smak nielegalnego owocu, poza tym, będzie jednak odbywało się pod kontrolą. Dlatego ja akurat byłem takiego samego zdania co prezes PZPN, że trzeba dokonać zmian, że zwłaszcza kibice...

Szanujesz to teraz? Po tym, do czego doszło w poniedziałek?

Teraz ten pomysł jest absolutnie, został wysadzony w powietrze po tym, co się wydarzyło. Bo rzeczywiście zagrożenie było... W ogóle ciężko sobie scenariusz wyobrazić taki, że na przykład ten bramkarz Legii - Arkadiusz Malarz - rzeczywiście coś mu się dzieje, mecz jest przerwany, mecz jest niedokończony. Wtedy kibice Legii chcą odwetu. I wyobraźmy sobie, że czekają na tych z Lecha. No po prostu wtedy jest scenariusz, wtedy mam pandemonium, takie jakie było na finale Pucharu Polski, te parę lat temu w Bydgoszczy, gdzie doszło do takiej regularnej bitwy między obiema stronami.

Czy naprawdę należy ulegać terrorowi kibiców? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl