2 maja o godzinie 16 piłkarze Rakowa Częstochowa staną do walki o powtórzenie sukcesu z ubiegłego roku i ponowny triumf w Pucharze Polski. W Warszawie zmierzą się z Lechem Poznań, z którym rywalizują też o mistrzostwo kraju.

Będzie to trzeci występ Rakowa w finale - w 1967 roku w Kielcach, jako trzecioligowiec, przegrał po dogrywce z Wisłą Kraków 0-2, a w ubiegłym roku w Lublinie pokonał Arkę Gdynia 2-1.

W roku ubiegłym częstochowianie, będąc jeszcze drużyną "na dorobku", byli faworytami finałowego pojedynku z pierwszoligowcem, ale wygrali po dwóch golach zdobytych dopiero w końcówce. Teraz, paradoksalnie, faworytami nie są, bo tym razem trudno wskazać, który z finalistów ma większe szanse na zwycięstwo.

Walka o puchar i mistrzostwo

W decydującym spotkaniu zmierzą się dwie drużyny otwierające ligową tabelę, w dodatku z identyczną liczbą punktów. Statystyki wydają się przemawiać na korzyść częstochowian, którzy z Lechem przegrywali ostatnio w sezonie 2019/20 - 2-3 w Bełchatowie i 0-3 w Poznaniu. Potem były remisy i zwycięstwa: 3-3 i 3-1 w sezonie 2020/21 oraz 2-2 i 1-0 w obecnych rozgrywkach. Do tego trzeba jeszcze dorzucić pucharową wygraną 2-0 w ubiegłorocznym ćwierćfinale, który rozegrano w Poznaniu.

Spośród 16 zawodników, którzy grali w Rakowie w ubiegłorocznym finale, w poniedziałek na pewno zabraknie sześciu. Z różnych względów na zmianę barw klubowych zdecydowali się: współautorzy zwycięskiej bramki - David Tijanic i Daniel Szelągowski, a także bramkarz Dominik Holec oraz Kamil Piątkowski, Marko Poletanovic i Petr Schwarz.

Z pozostałej dziesiątki niepewny jest ewentualny występ obrońców Andrzeja Niewulisa i Zorana Arsenica, którzy ostatnio nie grali z uwagi na kontuzje. O ile absencja Niewulisa nie powinna być problemem, bo miejsce na środku obrony i opaskę kapitańską przejął po nim Tomas Petrasek, który przed rokiem w finale nie zagrał właśnie z powodu kontuzji, to brak Chorwata byłby dużym kłopotem, tym bardziej że w ostatnim meczu ligowym z Górnikiem Łęczna urazu doznał zastępujący go Milan Rundic. Jak wygląda sytuacja zdrowotna tych piłkarzy? O tym częstochowski klub nie informuje, żeby nie ułatwiać rywalom przewidywania, w jakim ustawieniu może wystąpić defensywa Rakowa.

Drugi dylemat trenera Marka Papszuna to kwestia dwóch młodzieżowców, którzy muszą znaleźć się w składzie. Pozycja Bena Ledermana w środku pomocy wydaje się niepodważalna i - podobnie jak przed rokiem Piątkowski - on zagrałby bez względu na wiek. Drugim może być występujący w pomocy Wiktor Długosz, ale on też miał ostatnio kłopoty ze zdrowiem. W odwodzie pozostają jeszcze: wychowankowie klubu bramkarz Kacper Trelowski i obrońca Oskar Krzyżak oraz pozyskany z Warty Poznań pomocnik Szymon Czyż, który zwykle jest jednak jedynie zmiennikiem Ledermana.

Wydaje się, że o ile tylko zdrowie pozwoli, to zagra Długosz, a w bramce trener Papszun wystawi Vladana Kovacevica, który tak wspaniale zadebiutował w meczu o Superpuchar i znakomicie spisywał się w eliminacjach Ligi Konferencji. W obronie zapewne zagrają Fran Tudor i Petrasek, w drugiej linii - oprócz Ledermana - Rumun Deian Sorescu, Grek Giannis Papanikolaou (chociaż któryś z nich może być przesunięty do obrony) i Patryk Kun, a przed nimi Hiszpan Ivi Lopez i Łotysz Vladislavs Gutkovskis.

Gdyby w bramce grał Trelowski, to zostaje jeszcze wolne miejsce dla Mateusza Wdowiaka lub Marcina Cebuli. Oczywiście trener Papszun może zgotować w składzie jakieś niespodzianki, jak to zrobił chociażby w ostatnim wyjazdowym meczu ligowym w Pogonią Szczecin.

Dużo może zależeć od postawy Lopeza, najlepszego piłkarza ubiegłorocznego finału, a obecnie najlepszego strzelca ekstraklasy. Przed rokiem to on zdobył wyrównującą bramkę i wyprowadził kontrę, która dała drugie trafienie i ostatecznie przesądziła o wygranej częstochowian, a w tym roku strzelił zwycięskiego gola w meczu z Lechem w Poznaniu. Pojawiające się pogłoski o rychłym odejściu Hiszpana z Częstochowy nie powinny mieć wpływu na jego grę.

Podwójna korona dla Rakowa?

Przed rokiem właściciel Rakowa Michał Świerczewski, zapytany o to, co dla niego jest ważniejsze - Puchar Polski czy wicemistrzostwo kraju - odpowiedział wprost: "Puchar! W tych rozgrywkach można się potknąć w jednym meczu i jest koniec. Wzniesienie pucharu to zawsze jest element zwycięstwa, a to w piłce jest najważniejsze".
Teraz Świerczewski milczy, lecz Raków ma już na koncie Puchar i Superpuchar oraz realne szanse na "podwójną koronę". Tyle, że podobne szanse i nadzieje ma Lech. Atuty "Kolejorza" nie są dla częstochowian tajemnicą, ale czy i tym razem uda się je zniwelować?

Tydzień przed finałem częstochowianie spędzili ćwicząc na własnym obiekcie i dopiero w niedzielę mają udać się do Warszawy, gdzie czeka ich oficjalny trening.
Przed rokiem finał Pucharu Polski w Lublinie, ze względu na pandemię, odbywał się przy pustych trybunach. W tym roku na PGE Narodowym ma być ponad 40 tysięcy kibiców i zawodnicy Rakowa liczą na gorący doping swoich sympatyków. Za pośrednictwem klubu rozprowadzono ponad 10 tysięcy biletów, co - biorąc pod uwagę, że na stadion Rakowa może wejść maksymalnie 5200 miejscowych kibiców - jest sporym osiągnięciem.

"Zapewne Lech, jak i my, będzie się starać, żeby nie stracić bramki. A zatem możemy się spodziewać, że będzie bardzo dużo walki. Myślę, że będzie to bardzo ciekawy mecz, fajne widowisko dla kibiców, a dla nas wielkie przeżycie, coś niesamowitego" - to ocena sytuacji przed poniedziałkowym finałem Vladislavsa Gutkovskisa, napastnika Rakowa i reprezentacji Łotwy.

"Przed rokiem mieliśmy pewne przetarcie, ale mecz bez kibiców to nie to samo, co z pełną widownią i to jeszcze na Narodowym. Wierzę, że kibice poniosą nas do zwycięstwa. Liczymy na megadoping. Wiemy, ile ludzi jedzie z Częstochowy do Warszawy. My zrobimy wszystko, co się da na boisku, a kibice niech zrobią wszystko na trybunach i mam nadzieję, że to my wzniesiemy puchar" - to z kolei opinia Marcina Cebuli.

W ekipie Rakowa, która przed rokiem świętowała triumf w Lublinie i teraz będzie mieć okazję do powtórzenia tego sukcesu, jest dwóch piłkarzy mających za sobą udany występ w finale, ale w innych drużynach. To Jakub Arak, który sięgnął po to trofeum w 2019 roku z Lechią Gdańsk (1-0 z Jagiellonią Białystok) i Mateusz Wdowiak, który nie dość, że przed dwoma laty grał w Cracovii, to w dogrywce strzelił dla niej zwycięską bramkę (3-2 z Lechią).

Natomiast Andrzej Niewulis świętował zdobycie Pucharu Polski już w roku 2010, chociaż w finale nie zagrał - był wtedy rezerwowym w Jagiellonii Białystok, która wygrała z Pogonią Szczecin 1-0.

Raków w drodze do tegorocznego finału wyeliminował z rozgrywek pucharowych kolejno: Stal Rzeszów (4-2), KKS 1925 Kalisz (2-1), Bruk-Bet Termalikę Nieciecza (2-0), ubiegłorocznego finalistę - Arkę Gdynia (2-0) oraz 19-krotnego zdobywcę Pucharu Polski, czyli warszawską Legię (1-0). Na 11 goli złożyli się: Wdowiak - 3, Gutkovskis - 2 oraz Walerian Gwilia, Fabio Sturgeon, Sebastian Musiolik, Lopez, Niewulis i Lederman.