Piłkarze ręczni Vive Targi Kielce pokonali niemiecki THW Kiel 34:29 (17:11) w meczu czwartej kolejki grupy B Ligi Mistrzów. Polski zespół bez straty punktu prowadzi w tabeli.

Spotkanie na szczycie tabeli grupy B LM to jedno z najważniejszych wydarzeń w europejskiej piłce ręcznej tegorocznej jesieni. Świadczyły o tym transmisje telewizyjne w co najmniej ośmiu krajach, bilety wstępu wykupione w ciągu kilku minut od rozpoczęcia sprzedaży i świeże wspomnienia z meczu o trzecie miejsce Final Four.

Dla kielczan sobotni mecz był czymś więcej niż gra o dwa punkty. Mistrzowie Polski zwycięstwem nad "Zebrami z Kilonii" potwierdzili, że trzecie miejsce wywalczone podczas finałowego turnieju LM - w meczu z THW - nie było żadnym przypadkiem.

Kibice przypomnieli rywalom wypowiedź Marko Vujina z maja, kiedy w jednym z wywiadów prasowych powiedział, że "Kielce nie zasłużyły na Final Four" - gigantyczny transparent z tym cytatem zawisł tuż przed meczem za bramką Venio Loserta.

Od początku gospodarze narzucili swoje warunki. W trzeciej minucie było już 2:0 dla żółto-biało-niebieskich. Natychmiast przebudzili się goście i w piątej minucie po raz pierwszy na tablicy świetlnej pojawił się remis 3:3. Wyrównana walka trwała do 20. min. Wtedy niemieccy szczypiorniści ostatni raz doprowadzili do remisu 8:8. Od tej chwili kielczanie weszli na zdecydowanie wyższe obroty.

W 22. minucie Venio Losert po raz drugi obronił karnego, a defensywa stawała się coraz trudniejszym do sforsowania murem dla takich gwiazd piłki ręcznej jak Filip Jicha czy Niclas Ekberg. Ostatecznie kielczanom udało się zejść na przerwę z sześciobramkową przewagą (17:11).

Wychodząc na drugą połowę podopieczni trenera Bogdana Wenty doskonale wiedzieli, że sześciobramkowa przewaga nad kilończykami nie oznacza jeszcze pewnego sukcesu. Mieli w pamięci wielką gonitwę rywali z Final Four z Kolonii, która sprawiła, że solidna, siedmiobramkowa przewaga z pierwszej połowy stopniała w ekspresowym tempie i ostatecznie udało się wtedy wygrać zaledwie jednym trafieniem.

Tym razem również słabiej wyglądał początek drugiej połowy, zaraz po zmianie stron zwolnili tempo. Przez pierwszych dziewięć minut Vive trafiło zaledwie cztery razy, THW - siedem.

Przełom w grze kielczan nastąpił około 40. minuty, kiedy w ciągu kilkudziesięciu sekund dwie bramki zdobył chorwacki skrzydłowy Manuel Strlek. Znów skuteczniejsza zrobiła się obrona gospodarzy, a w bramce atomowe rzuty kilończyków pewnie bronił Venio Losert. Ataki gości były coraz mniej precyzyjne, a przewaga Vive systematycznie się powiększała i w 52. min wynosiła siedem goli - 30:23.

W końcówce spotkania, gościom pozostało jedynie dążenie do zmniejszenia rozmiarów przegranej. Szczególnie uaktywnił się wtedy Rene Toft Hansen i Niclas Ekberg. Ostatecznie kielczanie zwyciężyli 34:29 i jest to najwyższe w historii zwycięstwo polskiego klubu nad drużyną "Zebr".