Niespodziewane wieści z lekkoatletycznych mistrzostw świata w Dausze: Adam Kszczot nie zdołał awansować do finału biegu na 800 m! W półfinale multimedalista mistrzostw globu i Europy w tej dyscyplinie zajął w swojej serii dopiero szóste miejsce. "Zawsze śmialiśmy się, że w czasie rywalizacji piszę własne komediodramaty. Teraz zabrakło komedii, a został sam dramat" - powiedział dziennikarzom po starcie. Również na półfinale rywalizację na dystansie 100 m zakończyła Ewa Swoboda.

Adam Kszczot, który w dorobku ma wywalczone na dystansie 800 m m.in. dwa srebrne medale MŚ oraz trzy złote krążki i brąz mistrzostw Europy - był w Dausze jednym z kandydatów do podium.

Do zaplanowanego na wtorek finału kwalifikowało się bezpośrednio po dwóch najlepszych zawodników z trzech serii półfinałowych i dwóch najszybszych spośród pozostałych.

Kszczot osiągnął rezultat 1.45,22 i w swojej serii półfinałowej zajął dopiero szóste miejsce.

Najlepszy na tym etapie był triumfator biegu z udziałem Polaka, Portorykańczyk Wesley Vazquez, który uzyskał czas 1.43,96.

Warto zauważyć, że zwycięzca trzeciego biegu półfinałowego - Bośniak Amet Tuka - miał gorszy rezultat niż Kszczot: pobiegł w czasie 1.45,63.

"Od tych, którzy są w finale, różni to, że mieli możliwość optymalnego przygotowania się zawodów"

Po starcie - jak relacjonuje Onet - Kszczot przyznał w rozmowie z dziennikarzami, że był to dla niego "bardzo trudny sezon".

Na każdym etapie przygotowań zdarzały się duże problemy zdrowotne. Dwa razy byłem chory. Nie wystartowałem w mistrzostwach Polski przez kolejne zakażenie układu pokarmowego. Musiałem wziąć antybiotykicytuje portal relację 30-letniego zawodnika.

Mnie od tych, którzy są w finale, różni to, że mieli możliwość optymalnego przygotowania się zawodów. Mnie tego brakowało - podkreślił Kszczot, zastrzegając równocześnie: Cały czas myślałem jednak pozytywnie i starałem się wycisnąć z treningu, ile można.

To, co było na stoperze, się zgadzało. Zakwaszenie też było całkiem niezłe. Brakowało jednak w tym wszystkim luzu i polotu. Czegoś ekstra na ostatnich 150-200 metrach - przyznał, ale też natychmiast zaznaczył, że "nie dopuszczał myśli, że coś może być nie tak".

W Dausze zderzyłem się z trudną rzeczywistością w eliminacjach. W półfinale kończy się moja przygoda z tymi zawodami. Nie biegało mi się dobrze. Po pierwszych 70 metrach, kiedy zobaczyłem, jak mijają mnie rywale, pomyślałem, że biegnę przecież tak szybko w moim wewnętrznym odczuciu, że uznałem to za nieprawdopodobne. Podjąłem walkę. Złapałem się za rywalami. Kontrolowałem czas. Wiedziałem, że jest nieźle, a przede wszystkim szybko. Cały czas miałem też dobrą pozycję i szansę na to, by zaistnieć w tym biegu. Nie było jednak tych ostatnich 130 metrów - cytuje Onet relację Kszczota z biegu półfinałowego.

Zawodnik podziękował "tym wszystkim, którzy ze mną bardzo ciężko pracowali przez te wszystkie miesiące", i kibicom.

To jest trudne przegrywać. To jest bolesne. Taki właśnie jest sport. Z definicji jest piękny, choć czasem jest tragiczny. Zawsze śmialiśmy się, że w czasie rywalizacji piszę własne komediodramaty. Teraz zabrakło komedii, a został sam dramat - skwitował Adam Kszczot.

Swoboda dopiero 16. w półfinale 100 m

Również na etapie półfinału z rywalizacją na dystansie 100 m pożegnała się Ewa Swoboda.

22-latka osiągnęła rezultat 11,27 s - o 0,02 s lepszy niż w eliminacjach - i została sklasyfikowana na 16. miejscu.

Najszybsza na tym etapie reprezentantka Jamajki Shelly-Ann Fraser-Pryce uzyskała czas 10,81 s.

W finale jeszcze ten rezultat poprawiła: pobiegła w czasie 10,71 i sięgnęła po czwarty w karierze złoty medal MŚ na dystansie 100 m.

Wcześniej blisko 32-letnia obecnie sprinterka triumfowała w tej konkurencji w 2009, 2013 i 2015 roku, a w dorobku ma również m.in. złote medale igrzysk olimpijskich w Pekinie (2008) i Londynie (2012).

Druga była w Dausze Brytyjka Dina Asher-Smith (10,83), a trzecia Marie-Josee Ta Lou z Wybrzeża Kości Słoniowej (10,90).