Leo Messi. Cokolwiek napiszemy o argentyńskim piłkarzu - będzie niewystarczające. Najlepszy, niesamowity, wspaniały. Od lat dziesiątki, setki akcji, strzałów, dryblingów czy goli z jego udziałem budziło emocje na całym świecie. Messi to Barcelona. Wie to każdy młody kibic futbolu. Ba, niektórzy innej Barcelony nie znają. Czy to już koniec epoki?

O Leo Messim napisano opasłe książki, tysiące artykułów. Argentyńczyk trafił do Katalonii jako młody, 13-letni chłopak. Klub opłacał między innymi leczenie nastolatka, który z powodu karłowatości przysadkowej był zdecydowanie niższy od rówieśników. Niedobór hormonu wzrostu mógł stanąć na przeszkodzie jednej z największych, piłkarskich karier w historii. 

Młody Messi trafił do szkółki FC Barcelony w 2000 roku a już trzy lata później zadebiutował w pierwszej drużynie. Początkowo tylko w meczu towarzyskim, ale już w 2004 roku zagrał w Primera Division. Wszystko, co działo się później, trudno opisać w kilku słowach. Niech wyczyny Messiego podsumują więc ważne w futbolu liczby: 731 meczów w "Dumie Katalonii", 634 bramki, 285 asyst. Ani jednej czerwonej kartki. Blisko 60 tysięcy minut spędzonych na boisku.

Teraz to wszystko może się skończyć. Wzburzenie w Barcelonie jest ogromne. I nic dziwnego. Pełnoletni już kibice nie pamiętają drużyny bez Messiego. Argentyńczyk stał się niekwestionowaną gwiazdą, której chęci i kaprysy trzeba nie tylko w klubie szanować, ale i spełniać bez szemrania. Pozostanie pytanie czy Messi stał się większy od FC Barcelony?

Po sromotnej porażce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Bayernem pojawiły się głosy, że Messi może mieć dość Barcelony. Od pewnego czasu wielki przecież klub gonił resztkami sił. W Katalonii nie poradzono sobie z wypełnieniem luk po wielkich gwiazdach, które pokończyły już kariery. Iniesta, Xavi, Puyol - wychowankowie klubu, którzy przez lata stanowili o jego sile odeszli, a nowe gwiazdy nie potrafiły udźwignąć ciężaru. Na boisku wiele zależało od Messiego. 

Kibice narzekali na nieudane transfery i setki milionów euro wyrzucone w błoto. Można zaryzykować, że Barcelona pokonała się sama. Nie pomagały też zmiany trenerów i zatrudnianie szkoleniowców, którzy chyba nie do końca pasowali do klubu. Pytanie tylko, ilu trenerów na świecie pasuje do drużyny, w której rządzi Messi. Bo to, że ma świadomość, na ile może sobie pozwolić, jest bezsporne.

W Barcelonie od lat schemat jest podobny. Kiedy przychodzi kryzys, warto sięgnąć po Holendra. To dlatego, że od lat w Katalonii niekwestionowanym bohaterem i symbolem jest Johan Cryuff. Na początku XXI wieku w Barcelonie szeroko sięgnięto po holenderskich piłkarzy. Grali tam jednocześnie Michael Reiziger, Frank de Boer, Phillip Cocu, Marc Overmars, Boudewijn Zenden i Patrick Kluivert. Kilkanaście lat temu na ławce trenerskiej "Dumy Katalonii" zasiadł Frank Rijkaard. Wcześniej dwukrotnie Luis van Gaal. Teraz zatrudniono Ronalda Koemana. Były piłkarz Barcelony ma odbudować klub po kryzysie. A więc powtórnie - kiedy bieda w Katalonii, ratunku szukają w Holandii. Zagubiona Barcelona ma więc swój schemat działania. Pytanie jak głęboki kryzys trzeba będzie zażegnać. Z klubu na pewno odejdzie sporo piłkarzy. Także tych istotnych.

Messi też chce odejść. Wczoraj wysłał do klubu pismo w tej sprawie. Czy to krok ostateczny, czy gra nastawiona na odejście prezydenta Josepa Marii Bartomeu? Wydaje się, że Argentyńczyk nie blefuje. Pozostają wątpliwości, czy teraz może skorzystać z zapisu w kontrakcie, który pozwala mu na jednostronne zerwanie kontraktu. Messi ma zapis, który pozwalał mu to zrobić do 10 czerwca. Ale koronawirusowy sezon był dłuższy. Czy to pozwala na późniejsze poinformowanie klubu o takiej decyzji? Zdaniem Messiego tak.

Były prezydent FC Barcelony Joan Gaspart nie ma wątpliwości, że ten termin minął i jeśli Messi chce odejść to może, ale za... 700 milionów euro. Taki zapis także znajduje się w kontrakcie piłkarza. Tyle oczywiście nikt nie zapłaci. To suma zaporowa nawet w piłkarskim świecie, który ostatnio zwariował. Nawet przed pandemią nikt tyle by nie zapłacił. Teraz tym bardziej. 

Jak jednak informują hiszpańskie media, być może Barcelona zgodzi się na transfer. Ten musiałby być jednak rekordowy. Inaczej Messiego sprzedawać nie wypada. Za Neymara zapłacono 222 miliony euro. Argentyńczyka można by sprzedać za 223. Ilu chętnych się znajdzie? Szczególnie, że do takiej kwoty trzeba doliczyć bardzo konkretne zarobki Messiego. 

Kilka klubów zapewne ruszyłoby do negocjacji. Może Manchester City z trenerem Guardiolą. Może szukający powrotu do świetności Manchester United? Może Inter Mediolan, który przecież potrafił już ściągać największe gwiazdy jak Brazylijczyk Ronaldo. A może Juventus? Może Cristiano Ronaldo i Messi w jednej drużynie. W końcu Maradona grał w Italii. Messi też może. 

To wszystko zapowiada bardzo burzliwy czas nie tylko w Katalonii. A na koniec postawić trzeba dwa pytania dotyczące ewentualnego transferu: jak FC Barcelona poradzi sobie bez Messiego i jak Messi poradzi sobie bez FC Barcelony? Bo Argentyńczyk piłki, życia poza Katalonią po prostu nie zna. 


Opracowanie: