​Na Oddział Chirurgii Dziecięcej w szpitalu imienia Marciniaka we Wrocławiu, trafił 13-letni Vołodymyr z Ukrainy, kilkukrotnie postrzelony podczas ucieczki z oblężonego Kijowa. Jego ojciec - siedzący za kierownicą samochodu, którym uciekali - zginął na miejscu.

Rodzice chłopca chcieli wydostać się z Kijowa i mieli zamiar przenieść się do innej miejscowości w Ukrainie. Auto, którym podróżowali zostało jednak ostrzelane. Vołodymyr (zdrobniale Vova) był pasażerem samochodu. 

Ostrzelali nas 26 lutego. Uciekaliśmy z Kijowa. Pamiętam, że samochodem kierował tato. Obok siedziała mama, a z tyłu siedziałem ja z resztą rodziny - wspomina 13-letni Vova. 

Jego ojciec zginął na miejscu. Poważnie ranny chłopiec z matką trafił do pobliskiego szpitala, a teraz do Wrocławia. 

Chłopiec jest w niezłym stanie w tej chwili. Niewątpliwie lekarze ukraińscy dokonali niemal cudów, ale to nie zamyka procesu leczenia. Jeszcze wiele starań medycznych przy nim będzie potrzebnych, żeby przywrócić właściwą funkcję chodu, żeby poprawić funkcjonowanie twarzy w sensie motorycznym - mówi profesor Jan Godziński z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka we Wrocławiu.

Nastolatek został postrzelony w twarz i plecy. Vova będzie musiał przejść jeszcze kilka poważnych zabiegów. W wyniku obrażeń ma uszkodzony kręgosłup i aktualnie porusza się na wózku.  

13-latek wymaga konsultacji lekarzy wielu specjalności: chirurgów dziecięcych, neurochirurgów oraz chirurgów plastycznych. Pełną, wysokospecjalistyczną opiekę zapewnią mu właśnie medycy z wielu oddziałów szpitala im. Marciniaka. 

Lekarze zlecili już pierwsze badania, które musi przejść Vova. Wykonano mu m.in. trauma scan - czyli badanie, które pozwala ocenić rozległość obrażeń wewnętrznych. Jest to jednoczesna tomografia głowy, klatki piersiowej, brzucha, miednicy i kręgosłupa. W najbliższych dniach konsylium lekarskie podejmie decyzję dotyczącą dalszego leczenia 13-latka. Na Oddziale Chirurgii Dziecięcej Vova jest z mamą Nataszą. 

Zostajemy na razie w Polsce, czujemy się tu bezpiecznie. A do Ukriany wrócimy jak nie będzie tam ani jednego czołgu - podkreśla mama chłopca.