Pod Lęborkiem gniją tekstylia, może dojść do skażenia - alarmują mieszkańcy i wójt niewielkiej pomorskiej gminy Cewice. Chodzi o nielegalne składowisko w Kamieńcu na Pomorzu, które w ostatnich latach paliło się kilkadziesiąt razy. Gminy nie stać na jego likwidację, a lokalne władze bezskutecznie apelują o pomoc do państwa.

O nielegalnym składowisku tekstyliów w miejscowości Kamieniec w gminie Cewice w powiecie lęborskim na Pomorzu mówiliśmy w Faktach RMF FM wielokrotnie. Przede wszystkim w kontekście pożarów, z którymi musiała zmagać się straż pożarna. Trzy z nich były na tyle duże, że ich gaszenie trwało ponad tydzień.

Składowisko było też podpalane. Sprawę wciąż bada prokuratura, ale na razie w śledztwie nie nastąpił żaden przełom, a mieszkańcy boją się kolejnych pożarów. Non stop się tam pali. Straż ponosi koszty. Wszyscy ponoszą. Oni tam jeżdżą co chwilę - mówił nam mieszkaniec gminy Cewice.

Gnijące kukułcze jajo

Tymczasem mieszkańcy i władze gminy sygnalizują kolejny problem związany z tym nielegalnym składowiskiem. Wielokrotnie polewane wodą w trakcie akcji gaśniczych hałdy tkanin, składowane pod gołym niebem, po prostu zaczęły gnić.

Teraz, latem proces ten jest szczególnie uciążliwy. Mieszkańcy obawiają się, że jeśli szybko nie zostaną podjęte działania adekwatne do sytuacji, może dojść do realnego zagrożenia. Tam szczury i gryzonie wejdą. I z lasu, i te miejskie. I po uprawach będzie. Wtedy dopiero może dojść do tragedii - mówi kolejny z mieszkańców Cewic.

O sprawie, już wiosną, powiadomiony został Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Do badań pobrane zostały próbki gleby z Kamieńca. Są one jeszcze na tyle dobre - tak mnie pani dyrektor poinformowała - że nie ma jeszcze skażenia gleby, ale może dojść do niego, ponieważ ten proces gnilny zachodzi. Jest niesamowity smród i dużo gryzoni - przyznaje w rozmowie z RMF FM wójt gminy Cewice Jerzy Bańka.

Wójt przyznaje, że ostrzegał instytucje przed zagrożeniem pożarowym, jakie stwarza wysypisko. Jednak od lat odbijał się od ściany. Instytucje, do których się zwracał, nie bagatelizowały problemu, ale też niewiele mogą z nim zrobićBiłem głową w mur. Pisałem do WIOŚ, do wszystkich instytucji, do ministerstwa klimatu - mówi Bańka.

Nikt nie pytał o pozwolenie

Jak wyjaśnia wójt, nikt w tej sprawie nie wydawał żadnych pozwoleń, a prowadzący je podmiot nigdy o takie nie wystąpił. Składowisko powstało na terenie jednej ze spółek. Wydzierżawiła ona blisko 2-hektarowy teren innej firmie, która nielegalnie zgromadziła tam opady. Składowisku przygląda się prokuratura, a z samą firmą gmina nie ma kontaktu. 

Przedstawiciele tej firmy wypowiedzieli pełnomocnictwa, nie odbierają korespondencji. Teraz wystawię kolejny tytuł wykonawczy do Urzędu Skarbowego. Oczywiście będzie to nieskuteczne, ponieważ kapitał zakładowy tej spółki to 5 tysięcy złotych. To nijak ma się do kwoty, która jest potrzebna na zrealizowania tego zadania - tłumaczy Bańka i dodaje, że musiał przeprowadzić całe postępowania administracyjne, aby móc wystąpić do wojewody o środki rządowe na likwidację nielegalnego składowiska.

Wójt wyjaśnia, że w trakcie postępowania jego decyzje umarzało chociażby Samorządowe Kolegium Odwoławcze, uznając, że tekstylia nie są odpadami.

Postrzeganie tej sprawy zmieniła dopiero opinia biegłego, jednoznacznie stwierdzająca, że tekstylia składowane w gminie Cewice są odpadami.

Utylizacja liczona w latach i milionach złotych

Gmina próbowała oszacować, jak dużo pieniędzy potrzeba na likwidację składowiska. Firma z Wielkopolski, do której rok temu zgłosiła się w tej sprawie, wyliczyła, że to ponad 32 miliony złotych. To blisko połowa całego budżetu gminy.

Próba sfinansowania tego siłami gminy oznaczałaby jej bankructwo i konieczność np. zamknięcia prowadzonych przez gminę szkół, czego oczywiście jednostka samorządu terytorialnego zrobić nie może. Co więcej - według obliczeń firmy - hałda jest tak duża, że jej utylizacja zajęłaby około 2 - 3 lat.

Życie w cieniu góry tkanin

Problem jednak jest realny i dosłownie spędza mieszkańcom sen z powiek. Rolnik mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie hałdy mówi wprost, że nie potrzeba pożaru, by utrudniała one codzienne życie i pracę na gospodarstwie.

Okrutnie się żyje. Taki smród, fetor, że nieraz nie można wyjść na podwórko. Czuje pan, jak to śmierdzi? To nie jest gnojówka z pola. Gnojówka jest z tyłu zabezpieczona... a te szmaty po prostu gniją, siłą rzeczy musi śmierdzieć. Boimy się o zdrowie. Wstajemy rano, oczy mamy zaropiałe, łzawią. Gardło, cały czas jakiś kaszel czy coś. Wiadomo, od tego się będą różne rzeczy działy - mówi RMF FM pan Jarosław, który do hałdy ma około 100 metrów.

Hałda "wyrasta" dosłownie tuż za polem kukurydzy, które uprawia rolnik. Co my mamy zrobić? Każdy tylko ręce rozkłada i nie ma na to siły - mówi pan Jarosław.

Wójt apeluje o pomoc

Zdaniem wójta Cewic potrzebne są zmiany w prawie i realne działania ze strony administracji rządowej, bo gmin, nie tylko takich jak Cewice, nie stać na samodzielnie finansowanie utylizacji hałdy.

Uwzględniając inflację, koszty likwidacji składowiska dziś mogłyby sięgnąć 3/4 budżetu gminy. Trzeba bić na alarm. Trzeba reagować już. Nie czekajmy, do wszystkich apeluję, żeby samorządom pomóc. Nie chcę show medialnego, żeby nie było, że kogoś chcę oskarżyć. Naprawdę apelowałbym, żeby samorządom pomóc. I muszą pomóc agendy rządowe. My sobie sami nie poradzimy. Nie mnie tutaj politykować. Ja muszę wszystko zrobić, żeby pomóc moim mieszkańcom. Żeby nie doszło do skażenia gleby, żeby broń Boże nie doszło do ewakuacji - mówi Bańka.