Szczecin od lat stoi rybą. Choć trudno w mieście, które przed wojną było niemieckie, o sięgające pokoleń tradycje, te nowe zrodziły się w ciągu ostatnich lat. Nie zdziwi w Szczecinie nikogo ani własnoręcznie przygotowany paprykarz na wigilijnym stole, ani taka ozdoba na choince.

Szczecin był przez lata centralą rybną. Działały tu przedsiębiorstwa połowowe, wysyłające swoje kutry do najdalszych zakątków świata. Przez szczeciński port trafiały ryby łowione u wybrzeży Japonii, Alaski czy na północnym Atlantyku. Przemysł rybny mocno jednak ucierpiał. Z przedsiębiorstw rybołówstwa dalekomorskiego nie zostało dziś nic. Została tradycja jedzenia darów morza.

Na świątecznych stołach niepodzielnie króluje śledź. Coraz rzadziej bałtycki, zwykle to ryba z atlantyckich populacji. Szczecinianie prześcigają się w sposobach jego przyrządzania. W mieście istnieje nawet Klub Śledziożerców, którego członkowie dzielą się wymyślnymi recepturami. Organizują też degustacje swoich sposobów podania śledzia. Wśród przepisów są np. drahimski śledź z makiem, śledź w karmelu, w kawie czy w piernikowej musztardzie.

Przez lata wyewoluował też słynny paprykarz. Jego pierwsza receptura powstała właśnie w Szczecinie w latach 60. Rybna pasta z ryżem i pomidorami miała być sposobem na zagospodarowanie resztek z produkcji w Przedsiębiorstwie Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich "Gryf". Teraz paprykarz ponownie został lokalnym przysmakiem. Wytwarzają go m.in. restauracje, ale trafia też na wigilijny stół.

Hitem ostatnich sezonów jest bombka w kształcie charakterystycznej puszki paprykarza. Bombki powstają lokalnie, w Goleniowie pod Szczecinem. Wytwarzają je Iwona i Mirosław Wasilewscy. W ubiegłym roku opatentowali swoją produkcję. Szklane puszki paprykarza można kupić m.in. na przedświątecznych jarmarkach.