"Drużyny są wyrównane i będziemy walczyć. Ale nie ma co gwarantować, że wywalczymy awans" - mówi o zbliżających się mistrzostwach świata Dywizji IA bramkarz reprezentacji Polski Rafał Radziszewski. W rozmowie z RMF FM wyjaśnia też powody swojej długiej nieobecności w kadrze i ocenia pomysły hokejowej centrali na zwiększenie liczby Polaków w ligowych bramkach.

Edyta Bieńczak: Wrócił pan do reprezentacji po prawie dwuletniej przerwie i to był powrót w świetnym stylu. W toruńskim Euro Ice Hockey Challenge 100 procent obronionych strzałów i tytuł MVP turnieju.

Rafał Radziszewski: Cieszę się z tego, że znalazłem się na zgrupowaniach i trener dał mi szansę. To jest najważniejsze. A na "zero z tyłu" pracuje cała drużyna. Zagraliśmy dobry turniej.

Na to "zero z tyłu" pracowała w pierwszym meczu, z Ukrainą, dosyć słabo, przynajmniej dopóki bronił Przemek Odrobny. Były zastrzeżenia do naszej defensywy. Pan wszedł na lód w mało komfortowym momencie, kiedy przegrywaliśmy 3:5.

Nie szło nam specjalnie w tym meczu. Trener zmienił bramkarza, czasem trzeba coś zmienić, żeby walczyć o zwycięstwo. Od tego momentu zagraliśmy lepiej, nie miałem za dużo pracy. Fajnie, że drużyna do końca wierzy w zwycięstwo. Walczyliśmy o tą wygraną, udało się po dogrywce. To bardzo cieszy.

Z Węgrami zagraliście już lepiej taktycznie, była dyscyplina w obronie, a pan wybronił 33 strzały.

Nie były to jakieś bardzo groźne sytuacje. Mecz był na pewno cięższy niż z Ukrainą, ale zagraliśmy dużo lepiej, było widać, że rozmowy w szatni pomogły.

Te rozmowy to było omówienie, wytknięcie błędów czy mobilizowanie się?

Mobilizowanie. Nie było wytykania indywidualnych błędów, każdy je popełnia, takie mecze się zdarzają. Ważne, żebyśmy się nawzajem wspierali. To był pierwszy mecz kadry po miesięcznej przerwie, nie wyszedł nam najlepiej, ale później było już widać poprawę.

Jakie to uczucie znów z Orłem na piersi słuchać Mazurka Dąbrowskiego?

Cieszę się, że po tej przerwie dostałem szansę i mogę pokazać się z jak najlepszej strony. Ja daję się z siebie 100 procent. A uczucie jest niesamowite. Oby ten Mazurek Dąbrowskiego grał jak najczęściej.

Przez te niespełna dwa lata kibice wciąż zadawali sobie pytanie, jak to możliwe, że taki bramkarz jak Rafał Radziszewski nie jest powoływany, trener Roháček mówił, że to skandal. Pojawiały się różne głosy: że to pan nie chce grać w kadrze, że pana w niej nie chcą. Jak to było z tą pana nieobecnością w reprezentacji?

W każdej historii jest jakaś cząstka prawdy. Dwa lata temu zdobyliśmy z Cracovią mistrzostwo Polski, nie mając jakiejś supersilnej drużyny, po drodze pokonaliśmy Katowice, Sanok i Jastrzębie. Wcześniej w kadrze pojawił się trener Zacharkin, który nie widział mnie w składzie reprezentacji. W następnym sezonie w pierwszej rundzie play offów przegraliśmy z Unią Oświęcim. Stwierdziłem, że jeśli po zdobyciu mistrzostwa trener nie widział mnie w składzie, to co dopiero w sytuacji, kiedy odpadamy z play offów w pierwszej rundzie. Miałem telefon ze związku, czy chciałbym przyjechać na zgrupowanie przed mistrzostwami - stwierdziłem, że lepiej odpocząć. I myślę, że to był dobry wybór. Reprezentacja awansowała grupę wyżej. Można się tylko cieszyć, że od momentu zmiany trenera gra kadry zaczęła się poprawiać. Oby to się utrzymało. Po turniejach widać, że wszystko jest na dobrej drodze i oby tak zostało do mistrzostw świata.

Kiedy rok temu awansowaliśmy na zaplecze Elity, oceny były raczej ostrożne, mówiło się, że w tym roku najważniejsze będzie utrzymanie się w grupie A pierwszej Dywizji. Teraz w niektórych komentarzach czuć hurraoptymizm - jesteśmy jednym z faworytów i praktycznie awansowaliśmy już do Elity.

Nie ma porównania między Dywizją IB i IA, w której teraz się znajdujemy. O awans będzie naprawdę bardzo ciężko. Myślę, że nie ma co pompować balonika.

Niespodzianki się w hokeju zdarzają i to często. Przykładem - Cracovia, kilka razy z dużo słabszym - wydawało się - składem niż rywale potrafiliśmy zdobyć mistrzostwo. Wszystko jest możliwe. Ale nie ma co gwarantować, że ten awans będzie. Każdy z zawodników da z siebie sto procent, będzie chciał wygrać każde spotkanie. Drużyny są wyrównane i będziemy walczyć.

Wyrównany jest też poziom naszych reprezentacyjnych golkiperów. Walka o pozycję numer 1 w bramce na mistrzostwach świata nie będzie łatwa.

Przemek jeździ na zgrupowania kadry już kilka ładnych lat, więc powiedzmy, że on jest w tej chwili faworytem. Ondrej i ja na razie walczymy, jak dostajemy szansę występu, to staramy się pokazać na lodzie z jak najlepszej strony.

Rywalizacja między nami jest na zdrowych zasadach. Jak ktoś dobrze broni, pozostali się cieszą. Jak ma słabszy dzień, to podbudują go po meczu. Nie ma złośliwości.

Prezes PZHL-u Dawid Chwałka powiedział dwa dni temu w wywiadzie dla Interii, że od przyszłego sezonu działał będzie przepis, zgodnie z którym w każdym klubie co najmniej 50 procent meczów w części zasadniczej będzie musiał rozegrać polski bramkarz. To jest dobry pomysł?

Było kiedyś tak, że bramkarz-obcokrajowiec był liczony podwójnie do limitu obcokrajowców, więc nas, polskich bramkarzy było wtedy zdecydowanie więcej niż teraz. W tej chwili tylko Przemek i ja wśród Polaków bronimy regularnie.

Ten nowy przepis to na pewno jest jakieś rozwiązanie. Do Polski przyjeżdżają różni zawodnicy, niekoniecznie z najwyższej półki. Nie mówię tu wyłącznie o bramkarzach, również o zawodnikach z pola. A lepsza mniejsza liczba, ale żeby szła w parze z jakością. Moim zdaniem, obcokrajowiec powinien być dwa razy lepszy od Polaka. W tej chwili nie do końca tak jest.

Prezes Chwałka wspomniał w tym wywiadzie o jeszcze jednym pomyśle - by trener bramkarzy reprezentacyjnych Kirył Korenkow pracował z bramkarzami również w klubach. To wydaje się bardzo dobra propozycja.

W polskich klubach nie ma trenerów bramkarzy, co w innych ligach jest nie do pomyślenia. W naszych klubach jest jeden trener, który przeważnie był albo napastnikiem, albo obrońcą. Bramkarze są tak naprawdę pozostawieni sami sobie.

Zobacz również:

Pomysł jest bardzo dobry, szczególnie w przypadku młodych zawodników. Ja mam już swoje lata i jeśli robię coś źle, ciężko jest mi się przestawić. Tak już będę robił, bo w tym wieku nie zmienię już całkowicie czegoś, co przez tyle lat trenowałem - nawet jeśli trenowało się zupełnie inaczej, niż się powinno. Tę różnicę widać po bramkarzach, którzy przyjeżdżają ze Stanów, z Kanady - ich technika jest dużo lepsza od naszej. Do tego potrzebne są treningi od młodych lat i codziennie, a nie raz na jakiś czas.

Po przerwie reprezentacyjnej wrócił pan do klubu, w którym wydarzyło się trochę w ostatnim czasie, do drużyny dołączyło kilku nowych zawodników. Jak wygląda sytuacja, to docieranie się w nowym składzie?

Nowi zawodnicy trenują z nami tydzień, dzisiaj gramy już mecz, więc nie ma czasu na testowanie, wszystko wyjdzie w praniu. Na treningu wygląda to nie najgorzej. Wszyscy mamy nadzieję, że okażą się to trafione transfery, że będziemy grali lepiej niż do tej pory i powalczymy jeszcze o trzecie miejsce na koniec sezonu zasadniczego.

Wierzycie w to, że uda się jeszcze to trzecie miejsce wywalczyć? Będzie ciężko, macie 9 punktów straty.

Jest jeszcze sześć meczów i trochę punktów do zdobycia. Gramy teraz trzy mecze pod rząd u siebie, więc powinno być nam łatwiej. Zobaczymy, jak to będzie funkcjonować. Będziemy grali na cztery pełne piątki, więc na pewno starczy sił do końca każdego spotkania. Trzeba też liczyć na zawodników, którzy leczą jeszcze kontuzje, więc ta nasza kadra nie jest taka słaba. Chcemy zdobyć w tym roku medal.

O Cracovii słyszy się często, że to zespół zawsze niebezpieczny. Przypomina mi się sytuacja sprzed dwóch lat, kiedy wchodziliście do play offów z czwartego miejsca - i szliście przez nie jak burza. Dopiero w czwartym meczu finału z Jastrzębiem coś się zacięło.

To był ten sezon, w którym zdobyliśmy mistrzostwo składem dużo słabszym, niż miał Sanok, który pokonaliśmy w półfinale. Później Jastrzębie również wydawało się faworytem. W finale prowadziliśmy już 3:0, ale zrobiło się z tego 3:3. Ostatni mecz graliśmy na Jastorze, nikt nie dawał nam już większych szans - i wygraliśmy to spotkanie wysoko.

Jest szansa i w tym roku, każdy w to wierzy. Mam nadzieję, że pokażemy, że potrafimy walczyć.

Najpierw trzeba przejść pierwszą rundę, która będzie bardzo ciężka i zdajemy sobie z tego sprawę. A później można myśleć o tym, co dalej. Krok po kroku.