Wiceprezydent USA Mike Pence nie weźmie udziału w pożegnaniu prezydenta Donalda Trumpa w bazie wojskowej pod Waszyngtonem. Logistycznie ma to być niemożliwe z pogodzeniem jego uczestnictwa w zaprzysiężeniu Joe Bidena przed Kapitolem.

Donald Trump opuści bazę w środę nad ranem czasu miejscowego i uda się do swojej rezydencji na Florydzie. Urzędnicy planują oficjalną ceremonię pożegnalną dla prezydenta, który odmawia udziału w inauguracji swojego następcy, zrywając tym samym z ponad stuletnią tradycją.

Pence będzie uczestniczył w zaprzysiężeniu prezydenta elekta Joe Bidena. Zdaniem urzędników z uwagi na trudności logistyczne nie będzie więc mógł wziąć udziału w pożegnaniu Trumpa.

Do zaprzysiężenia Bidena dojdzie w środę w południe (godz. 18 w Polsce).

W pożegnaniu odchodzącego prezydenta nie będą też uczestniczyć dwaj czołowi Republikanie w Kongresie - liderzy Partii Republikańskiej w Izbie Reprezentantów i Senacie, Kevin McCarthy i Mitch McConnell.

Ceremonia pożegnania - jak spekuluje portal The Hill - "zostanie prawdopodobnie przejęta przez rodzinę Trumpa i jego najbliższych współpracowników". To ma "odzwierciedlać, jak część Partii Republikańskiej próbuje zdystansować się od prezydenta po zamieszkach 6 stycznia na Kapitolu".

Biały Dom odmówił komentarza na temat tego, ilu gości ma być na pożegnaniu Trumpa. Nieoficjalnie mówi się o około 200 osobach. Zaproszono m.in. byłych bliskich doradców Trumpa, jak John Bolton. Dawny doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego nie przyjął zaproszenia.

Trump jest obwiniany za szturm na Kapitol

Trump jest obwiniany przez część swojej partii za zamieszki na Kapitolu z 6 stycznia.

W Waszyngtonie Donald Trump - od tygodni powtarzający hasło o "ukradzionych wyborach" - zorganizował wiec, na którym powiedział swym sympatykom m.in.: "Jeśli nie będziecie walczyć jak diabli, nie będziecie już mieć kraju".

Po tym przemówieniu Trumpa tłum jego zagorzałych zwolenników ruszył na Kapitol i wtargnął do gmachu Kongresu, który zajmował się akurat ostatecznym zatwierdzeniem zwycięstwa Joe Bidena w listopadowych wyborach prezydenckich.

Kongresmenów, a także obecnego na miejscu wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a, ewakuowano.

Protestujący głośno domagali się, by Donald Trump pozostał prezydentem Stanów Zjednoczonych, skandowali m.in. hasło: "Zatrzymać oszustwo!".

Część z nich była uzbrojona: służby przejęły kilka sztuk broni, znaleziono również dwie bomby rurowe. Aresztowano tego dnia ponad 80 ludzi.

W trakcie zamieszek zginęło czworo demonstrantów, a dzień później w szpitalu zmarł policjant, który odniósł w starciach poważne obrażenia.


Donald Trump postawiony w stan oskarżenia

W zeszłym tygodniu Donald Trump został postawiony przez Izbę Reprezentantów w stan oskarżenia; zarzuca mu się "podżeganie do powstania".

Trump publicznie nie powiedział, że poczuwa się do winy; zadeklarował pomoc przy przekazaniu władzy, ale nie pogratulował wyborczej wygranej swojemu rywalowi z kampanii.