W ostatniej debacie przed I turą wyborów prezydenckich doszło do zaciętej wymiany zdań między Adrianem Zandbergiem z Partii Razem a Magdaleną Biejat z Nowej Lewicy. Zandberg postawił na szali kwestie znacznie ważniejsze niż polityczne stanowiska, podkreślając, że "są ważniejsze rzeczy niż stołek Marszałka Sejmu dla Włodzimierza Czarzastego; to są sprawy ludzi". Jego słowa skierowane do Biejat wywołały gorącą dyskusję na temat priorytetów i realizacji obietnic wyborczych.

Podczas debaty Adrian Zandberg nie szczędził krytyki, zwracając uwagę na to, co uważa za niedociągnięcia koalicji rządzącej, w tym Nowej Lewicy.

Zapytał Magdalenę Biejat, czy mniejsze inicjatywy, takie jak "ogryzkowa renta wdowia czy pilotaż krótszego czasu pracy", są warte poświęcenia tak ważnej kwestii, jaką jest publiczna ochrona zdrowia.

Biejat odpierała zarzuty, twierdząc, że jej obecność w koalicji ma na celu realizację obietnic wyborczych z 2023 roku. Zandbergowi zarzuciła za to szukanie wymówek, by nie realizować swoich obietnic.

Gorąco też na linii Zadberg - Hołownia

Zandberg, odpowiadając z kolei na pytania Szymona Hołowni, podkreślił, że jego nieobecność w rządzie wynika z braku zgody na politykę, która jego zdaniem "doprowadzi do tysięcy ludzkich tragedii". Wskazał na konkretne propozycje, takie jak zwiększenie wydatków na zdrowie do 8 proc. PKB i na naukę do 3 proc., które zostały odrzucone przez koalicjantów z Platformy Obywatelskiej.

Szymon Hołownia oskarżył Razem i Lewicę o "faryzeizm" w kwestii załatwiania spraw ważnych dla ludzi. Zandberg bronił swojej pozycji, wskazując na konkretne działania i propozycje, które miały na celu poprawę sytuacji obywateli, ale zostały zablokowane przez koalicjantów.