Ponad 100 cywilów zabili Rosjanie w obwodzie sumskim na północnym wschodzie Ukrainy - mówi szef miejscowej administracji Dmytro Żywycki. Jak dodał gubernator, to wstępny bilans, bo służby wciąż znajdują ciała.

4 kwietnia szef władz obwodu sumskiego Dmytro Żywycki poinformował o wycofaniu się wojsk rosyjskich. Teraz mówi o stratach i w ludziach, i w infrastrukturze.   

Cytowany przez portal Ukraińska Prawda podał, że w obwodzie sumskim zginęło ponad 100 cywilów.  

Wiele osób, które są odnajdywane, mają skrępowane ręce, ślady tortur, a także rany postrzałowe głowy. Jak dodał Żywycki, wielu mieszkańców też zaginęło.

Funkcjonariusze przeszukujący tereny, z których wycofali się Rosjanie, natrafiają na autostradach, drogach, czy w lesie samochody zniszczone w ostrzale, ale nie wiadomo, gdzie są osoby, które nimi podróżowały. Służby mają też informacje o wielu osobach, które są w niewoli. W ich sprawie działa grupa negocjacyjna.

Dodatkowo władze obwodu podsumowują liczbę rannych, którzy trafili do szpitali, także w sąsiednich obwodach.

Ludzie, którzy przeżyli okupację doznali traum psychicznych. "Okupanci ostrzeliwali wszystko dookoła. Strzelali z czołgów, automatów, granatników do cywilów, do osób starszych z dziećmi. Ludzie ukrywali się na bagnach, w zakładach rolniczych, w silosach" - powiedział Żywycki.

Gubernator poinformował też o potężnych stratach materialnych po rosyjskiej inwazji - mowa o domach zniszczonych przez czołgi, o zbombardowanych drogach, mostach i liniach kolejowych. Na razie strat nie da się oszacować, wstępne szacunki to miliardy hrywien.