Belgowie podejmują nową próbę przełamania impasu w sprawie umowy handlową z Kanadą. Wkrótce w gabinecie ministra spraw zagranicznych Didiera Reyndersa spotkają się przedstawiciele władz regionalnych i federalnych w Belgii. Wczoraj na podobnym posiedzeniu podjęto decyzję o odrzuceniu umowy. „Nasze stanowisko jest jasne, na tym etapie nie możemy CETA podpisać” – mówił premier Belgii, Charles Michel i to samo zakomunikował wczoraj przewodniczącemu Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi.

Belgowie podejmują nową próbę przełamania impasu w sprawie umowy handlową z Kanadą. Wkrótce w gabinecie ministra spraw zagranicznych Didiera Reyndersa spotkają się przedstawiciele władz regionalnych i federalnych w Belgii. Wczoraj na podobnym posiedzeniu podjęto decyzję o odrzuceniu umowy. „Nasze stanowisko jest jasne, na tym etapie nie możemy CETA podpisać” – mówił premier Belgii, Charles Michel i to samo zakomunikował wczoraj przewodniczącemu Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi.
Premier Belgii Charles Michel i minister spraw zagranicznych Didier Reynders /STEPHANIE LECOCQ /PAP/EPA

Wczoraj zarówno Tusk, jak i premier Kanady zdecydowali, że czwartkowego szczytu nie odwołują. Wygląda na to, że jest jakaś szansa na porozumienie, bo inaczej nie zwoływano by spotkania.

Presja na Walonię jest przeogromna. Z jednej strony premier Kanady wzmaga presję na Unię, bo zapowiedział, że tak czy owak przyjedzie do Brukseli na czwartkowy szczyt. Justin Trudeau chce powiedzieć, że piłka jest po stronie Unii. Z drugiej strony coraz częściej słychać o czymś w rodzaju szantażu, jaki stosuje wobec Walonii Komisja Europejska. Zdaniem belgijskich polityków grozi ona odebraniem funduszy i izolacją.

Sprawa wygląda coraz mniej poważnie. Jeżeli Walonia się ugnie, to wszyscy będą wiedzieli, że z powodu szantażu i presji, a Bruksela potwierdzi tylko obawy niektórych, że działa poprzez wymuszanie.

(az)