Uzyskanie większości w ukraińskim parlamencie przez stronników pokojowego uregulowania konfliktu na wschodzie Ukrainy umożliwi powrót do wypełniania porozumień z Mińska - oświadczył wiceminister spraw zagranicznych Rosji. Grigorij Karasin oznajmił równocześnie, że "wzrost obecności nacjonalistów w parlamencie stwarza niebezpieczeństwo wznowienia działań bojowych".

Czekamy na oficjalne podliczenie wyników. Na razie napływają sprzeczne informacje. Jednak jest już jasne, że wybory - mimo iż kampania była dość twarda i brudna - są prawomocne - oznajmił Karasin.  

Według niego "ten układ sił, który w tej chwili się wyłania, pozwoli władzom Ukrainy na serio zająć się rozwiązywaniem podstawowych problemów ukraińskiego społeczeństwa".   

Z kolei przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej FR Aleksiej Puszkow ocenił, że "nie należy oczekiwać, że po wyborach na Ukrainie coś się zmieni, gdyż kraj ten nie ma zasobów finansowych i jedyne, co może zrobić rząd, to czekać na pieniądze z zagranicy".

Szef Komisji Spraw Zagranicznych niższej izby rosyjskiego parlamentu wyraził też przypuszczenie, że na czele rządu pozostanie Arsenij Jaceniuk, co - jak podkreślił - jest złe dla Ukrainy. Puszkow wyjaśnił, że Jaceniuk "mimo młodego wieku jest postacią nieelastyczną, ideologiczną i skostniałą".

Po podliczeniu 45 proc. głosów w wyborach do Rady Najwyższej Ukrainy prowadzi Front Ludowy premiera Arsenija Jaceniuka (21,62 proc.) przed prezydenckim Blokiem Petra Poroszenki (21,47 proc.), Samopomiczą (Samopomocą) mera Lwowa Andrija Sadowego (11,13 proc.), Blokiem Opozycyjnym (9,76 proc.), Radykalną Partią Ołeha Laszki (7,36 proc.) i Batkiwszczyną byłej premier Julii Tymoszenko (5,71 proc.). Pozostałe partie nie przekraczają 5-procentowego progu.

(mpw)