"Do szybkiego awansu do 3. rundy wielkoszlemowego Australian Open zmobilizowała mnie Martina Navratilova. Powiedziała, że komentuje mecz w południe i kazała mi się pośpieszyć" - tak Agnieszka Radwańska komentuje swoje zwycięstwo z zawodniczką ze Szwecji.

To oczywiście żart. Pracujemy z Martiną bardzo ciężko na i poza kortem - dodaje Polka, odnosząc się do współpracy ze słynną Amerykanką czeskiego pochodzenia. Rozstawiona z numerem szóstym krakowianka w czwartkowym spotkaniu drugiej rundy w Melbourne pokonała Johannę Larsson 6:0, 6:1.

Zwycięstwo nad Szwedką zajęło Agnieszce Radwańskiej tylko 44 minuty. 25-letnia tenisistka w dwóch pierwszych fazach rywalizacji straciła łącznie zaledwie cztery gemy. Nie sądzę, żebym sama obecnie chciała grać ze sobą - dodała z uśmiechem. Nasza zawodniczka nie ukrywała, że z powodu panujących w Australii upałów jej szybkie zwycięstwa są tym cenniejsze. Świeżość jest jedną z najważniejszych rzeczy, więc jestem naprawdę szczęśliwa, że grałam krótko. Trzeba mieć na uwadze, że impreza trwa dwa tygodnie. Warunki panujące w Melbourne potrafią być bardzo trudne. Więc zdecydowanie lepiej, że wygrałam w niespełna godzinę niż gdyby mi to zajęło trzy razy więcej czasu. Dziś miałam świetny mecz. Grałam agresywnie od początku do końca - podkreśliła Radwańska. 

Mogę grać o każdej porze

Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego zaznaczyła, że nie ma dla niej znaczenia, w której części dnia toczy się jej pojedynek. Jeśli mam być szczera, to nie zwracam na to zupełnie uwagi. Mogę wyjść na kort nawet o godz. 23, a każda inna pora też mi odpowiada - podsumowała. O awans do 1/8 finału Radwańska walczyć będzie z rozstawioną z numerem 30. Amerykanką Varvarą Lepchenko. Do tej konfrontacji podchodzi ze spokojem.
Jeśli zagram tak jak dziś, to powinno być dobrze - oceniła.

W pierwszej rundzie odpadło 11 rozstawionych zawodniczek, a w kolejnej fazie rywalizacji przejściowe kłopoty miały dwie czołowe tenisistki listy WTA - Amerykanka Serena Williams i Rosjanka Maria Szarapowa. Będąca szóstą rakietą świata Polka zaznaczyła, że nie myśli o tym podczas własnych spotkań.

Mówiłam już podczas poprzedniej konferencji prasowej, że nie ma już łatwych meczów. Nawet nieco niżej notowane zawodniczki grają naprawdę dobry tenis. Wychodzą na kort i nie mają nic do stracenia. To trochę ułatwia zadanie. Grają najlepiej, jak potrafią i tyle. Wystarczy, że mają swój dzień i robi się z tego spotkanie, w którym szanse na zwycięstwo rozkładają się 50 na 50. Dlatego na faworytkach jest nieco większa presja, a długich meczów można spodziewać się już od pierwszej rundy - wyjaśniła krakowianka.