77 proc. miejsc w sejmikach województw zajmują mężczyźni, a kobiety tylko 23 procent. Tyle samo co przed czterema laty, choć tym razem, pierwszy raz w wyborach samorządowych na listach musiało być co najmniej 35 proc. kandydatów jednej płci - pisze "Gazeta Wyborcza".

Kwota zadziałała na listach, nie zadziałała w wyborach - czytamy w "Wyborczej". Bez "suwaka", czyli obowiązkowego umieszczania na listach naprzemiennie kobiet i mężczyzn, nic się nie zmieni - mówi prof. Magdalena Środa, etyczka, feministka.

Instytut Spraw Publicznych wyliczył, że najwięcej kobiet dostało się do sejmików w woj. mazowieckim (41,2 proc.), łódzkim (33,3 proc.) i śląskim (28,9 proc.). A najmniej - w Pomorskiem (15,2 proc.) oraz Podlaskiem, Opolskiem i Lubuskiem (po 16,7 proc.). Dlaczego kwota nie zadziałała? - pyta dziennik. Partie rzadko dawały kobietom jedynki. Widać to, gdy porówna się miejsca, z jakich startowały kobiety, i procent głosów, które dostały - dodaje "Wyborcza".

W wyborach do sejmików na pierwszym miejscu zarejestrowano zaledwie co 5. kandydatkę. Najczęściej jedynki paniom oddał Twój Ruch (33 proc.), potem PO (28 proc.), SLD (19 proc.), PiS (14 proc. ), a PSL - 12 procent. 

Więcej na ten temat w najnowszej "Gazecie Wyborczej". 

(mal)