Po problemach z wnioskami o przyznanie rządowej pomocy, po problemach z rzeczoznawcami, którzy nie przychodzili do zalanych domów, teraz powodzianie mają kolejny kłopot - firmy ubezpieczeniowe niekoniecznie kwapią się do wypłaty odszkodowań. Dom Mirosława Pieczki z miejscowości Czerwionka-Leszczyny na Śląsku został podmyty. Mimo to właścicielowi odmówiono wypłaty odszkodowania.

Dom jest ubezpieczony - od powodzi, zalania, a nawet od wycieku wody z akwarium, ale pakietem, który wykupił pan Mirosław, nie są objęte szkody wyrządzone przez deszcz nawalny. A zdaniem ubezpieczyciela, to właśnie deszcz nawalny był sprawcą podmycia fundamentów, zapadnięcia się podłóg i pęknięcia ściany nośnej.

W decyzji wydanej przez firmę czytamy, że szkody poszkodowanego nie można uznać za powstałą wskutek powodzi oraz zalania. Nie ma niestety wytłumaczenia, dlaczego wodę stojącą przez kilka dni wokół domu zakwalifikowano jako deszcz nawalny. Pod odmowną decyzją firma zamieściła komunikat, w którym powiadomiła, że od tej decyzji można odwołać się sądownie.

Dom opadł o około 10 cm w głąb ziemi. Zdaniem Romana Kusza, dziekana katowickiej rady adwokackiej, powoływanie się na deszcz nawalny w tym przypadku jest nieporozumieniem, a ubezpieczalnia powinna wypłacić poszkodowanemu pieniądze. Również nadzór budowlany wydał postanowienie, w którym stwierdził, że dom został uszkodzony w wyniku namoczenia terenu wokół budynku.

W imieniu Mirosława Pieczki do ubezpieczalni zwrócił się nasz reporter Piotr Glinkowski. Nie dostał jednak odpowiedzi na pytanie, na jakiej podstawie zakwalifikowano wodę spływającą z pól jako deszcz nawalny, kto i dlaczego orzekł, że to właśnie bezpośrednio deszcz naruszył fundamenty domu, a także czy firma podtrzymuje swoje stanowisko. Po interwencji otrzymał natomiast maila z następującym komunikatem: Decyzja odmowna udzielona w pierwszej instancji wymaga powtórnej analizy. Dokumenty są przenoszone do centrali. Gdy tylko otrzymamy wszystkie akta, temat zostanie ostatecznie rozwiązany.

Sprawę zbada także Rzecznik Ubezpieczonych. W ramach interwencji dziennikarskiej nasz reporter przesłał mu wszystkie niezbędne dokumenty.