Ziemia w Milówce na Podbeskidziu osuwa się z prędkością kilkudziesięciu centymetrów na dobę. Wojewoda śląski zlecił wykonanie specjalistycznej ekspertyzy geologicznej, która ma być znana za kilka dni. Osuwająca się od piątku ziemia odcięła od świata kilkanaście kolejnych domów.

Ponad 50 mieszkańców do swoich gospodarstw może się przedostać jedynie przez góry. Nie mają też prądu. Wygląda to tragicznie. Ziemia cały czas płynie. To taka lawa błotna z drzewami i kamieniami. Nie sposób tego zatrzymać. Na długości około 300 metrów osuwisko zatarasowało drogę powiatową; jedyną, która prowadziła do sioła z kilkunastoma budynkami. Są odcięci od cywilizacji. Podjęliśmy decyzję, że przy udziale nadleśnictwa uruchomiona zostanie droga awaryjna przez Suchą Górę. Kiedyś mogły nią przejechać samochody ciężarowe, a teraz nie zmieści się nawet terenówka. Tam musi wejść ciężki sprzęt, by zepchnąć kamienistą nawierzchnię i udrożnić szlak - tłumaczy śląski wojewoda.

Na razie jednak nie zarządzono ewakuacji. Wiadomo jednak, że trzy rodziny, które straciły domy, na osuwisko już nie wrócą. Na razie mieszkają u swoich bliskich. Gminni urzędnicy szukają dla nich mieszkań zastępczych. W grę wchodzą też działki w innych bezpieczniejszych regionach - zapewnia wójt Milówki.

Śląski wojewoda podkreśla z kolei, że tak jak powodzianie, również mieszkańcy Milówki będą mogli liczyć na jednorazowe zasiłki oraz na pieniądze na remonty czy odbudowę domów.

Ziemia zaczęła się osuwać w Milówce w miniony piątek przed południem. Całkowicie zniszczone zostały dwa domy drewniane i jeden murowany. Uszkodzony został także domek letniskowy.

Urząd Gminy w Milówce podał, że obecnie pozostałe budynki znajdujące się w okolicy osuwiska nie pękają i nie mają widocznych uszkodzeń. W zagrożonym rejonie pracują strażacy. Zagrożony teren jest oznakowany i strzeżony przez policję oraz Straż Graniczną. Obowiązuje tam całkowity zakaz wstępu.