"To był prawdziwy potwór" - tak Krzysztof Hołowczyc określił 11. etap Rajdu Dakar, który zafundował kierowcom ponad 600 km zmagań na pustyni Atakama. Olsztynianin dojechał do mety na 9. pozycji, a w klasyfikacji generalnej utrzymał 6. miejsce.

Najszybciej odcinek specjalny z Antofagasty do El Salvador pokonał kolega Hołowczyca z Monster Energy X-raid Team, Argentyńczyk Orlando Terranova. Na drugim miejscu przyjechał lider klasyfikacji generalnej samochodów Hiszpan Nani Roma, który odzyskał kilka minut nad swoim największym rywalem Francuzem Stephane Peterhanselem. Od startu mordercze tempo narzucił Katarczyk Nasser al-Attiyah, który prowadził prawie do samej mety. Dopiero w końcówce poniósł spore straty i ostatecznie finiszował na piątym miejscu.

Ten odcinek to był prawdziwy potwór! Ponad 600 kilometrów ścigania po wydmach i bezdrożach to wyzwanie dla największych twardzieli. Cieszę się, że mimo przygód i ogromnego zmęczenia udało nam się go pokonać. Początkowo, mając mocno dociążony częściami zapasowymi samochód, jechaliśmy bardzo szybkim tempem, ale po mniej więcej 200 km złapaliśmy kapcia. Niestety wgięta felga zahaczała o zacisk i nie mogliśmy w żaden sposób zdjąć koła. Szarpaliśmy się z tym kilkanaście minut, zanim ponownie ruszyliśmy do walki - opowiadał na mecie Hołowczyc.

Jadący z Rosjaninem Konstantynem Żylcowem kierowca przyznał, że resztę etapu przejechali w miarę sprawnie, ale w końcówce byli już ekstremalnie wyczerpani.

Pociesza nas fakt, że do mety zostały już tylko dwa dni. Tegoroczny rajd jest wyjątkowo ciężki, jeden etap trudniejszy od drugiego. Szkoda, że Adam Małysz stracił parę godzin na skutek awarii i spadł o kilka pozycji. Dziś wszyscy przeżyliśmy prawdziwe piekło. Taki jest Dakar - podsumował.

Dzisiaj przedostatni etap Dakaru - z El Salvador do La Sereny z odcinkiem specjalnym długości 349 km.

(edbie)