Gangster Artur Zirajewski miał ustawioną ucieczkę z więzienia - dowiedział się nieoficjalnie reporter śledczy RMF FM Roman Osica. Plany jednak pokrzyżował mu dyrektor zakładu karnego w Gdańsku. W efekcie płatny zabójca musiał wrócić do oddziału szpitalnego w zakładzie karnym, gdzie zmarł.

Według nieoficjalnych informacji naszego reportera, Artur Zirajewski miał trafić do szpitala Akademii Medycznej w Gdańsku, skąd bez ochrony i bez wzbudzania podejrzeń mógł wyjść. Jak mówią informatorzy z prokuratury, niewykluczone, że ktoś miał mu pomóc w samym szpitalu. Jednak w ostatniej chwili wiceszef więzienia,  Waldemar Kowalski,  zdecydował, że jego podopieczny pojedzie do szpitala MSWiA.

Dyrektor miał także poprosić oficjalną drogą o ochronę antyterrorystów, policja się jednak ponoć nie zgodziła. Sam więc zatroszczył się o to, by antyterroryści pojawili się jednak w pobliżu szpitalnej sali, w której leżał Zirajewski. Ucieczka się nie udała i gangster trafił z powrotem do oddziału szpitalnego więzienia, gdzie zmarł. Kuriozalna w świetle tych nowych faktów wydaje się więc dymisja Waldemara Kowalskiego, ogłoszona po śmierci gangstera przez Ministra Sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego.

3 stycznia br. Zirajewski, wskutek zatoru tętnicy płucnej, zmarł na oddziale szpitalnym gdańskiego aresztu. Wcześniej, przez trzy dni, przebywał w gdańskim szpitalu z objawami zatrucia lekami. Lekarze stwierdzili też u niego zapalenie płuc. „Iwan” Odsiadywał on wyrok 15 lat więzienia za działalność w tzw. klubie płatnych zabójców. Zirajewski był głównym świadkiem prokuratury w sprawie przeciwko polonijnemu biznesmenowi Edwardowi Mazurowi, na którym ciąży zarzut podżegania do zamachu na generała Marka Papałę. Były komendant główny policji został zastrzelony 25 czerwca 1998 roku pod własnym domem. W śledztwie Zirajewski zeznał, że zlecenie zabicia Papały wydał Mazur. To na tej podstawie polski wymiar sprawiedliwości domagał się – jak dotąd bezskutecznie - ekstradycji Mazura z USA.