Sprawa wcale nie jest zamknięta - tak Małgorzata Wassermann komentuje ostateczną opinię biegłych po ekshumacji jej ojca, ofiary katastrofy smoleńskiej. Według ekspertów na ciele Zbigniewa Wassermana nie ma żadnych śladów wybuchu. W rozmowie z Markiem Balawejderem córka ministra zapowiada dalsze działania w tej sprawie.

Marek Balawajder: Biegli podali, że na ekshumowanym ciele Zbigniewa Wassermanna nie ma żadnych śladów materiałów wybuchowych.

Małgorzata Wassermann: Na tym etapie wszystko wskazuje na to, że tych śladów nie ma.

Prokurator generalny mówi też, że nie ma śladów mechanicznych - to znaczy nie ma przerwanych błon.

To będzie na pewno pytanie, kiedyś jeżeli prokuratura udostępni te badania i wyniki. To będzie pytanie nie do prawnika, ale ewentualnie do biegłego. Widzę tutaj jeszcze konieczność uzupełnienia tej opinii, jeżeli chodzi o metodologię i badania. Przede wszystkim jest jeszcze pytanie: czy po 26 miesiącach można jak wiele stwierdzić z tych ciał? A kiedy jest tak, że upływ czasu spowodował, że na pewne pytania po prostu nie będzie dało się udzielić odpowiedzi? Bo to, że czegoś żeśmy nie stwierdzili, zważywszy na fakt że badanie wykonano 16 miesięcy po katastrofie - to dla mnie świadczy o tym, że tego nie znaleźliśmy. Nie znaczy to jednak, że tego nie było. Kiedy będą przeprowadzane badania na wszystkich ciałach będzie konieczność porozmawiania z biegłymi: jaki wpływ na wartość ich ustaleń ma upływ czasu?

Czy opinia biegłych zamyka sprawę?

Myślę, że sprawa w ogóle nie jest zamknięta. Wyniki są, jest opinia uzupełniająca, jest jeszcze kwestia ewentualnie dojścia do pewnych ustaleń, bo to jest tylko opinia. Chcielibyśmy poznać metodologię badań, sposób pobrania próbek i ich zabezpieczenia. To jest dopiero początek ekshumacji.

A będą kolejne?

Na pewno nie można tego wykluczyć. Wiemy, że dwie następne są przeprowadzane, wiemy, że badania na tych ciałach są w toku. Ja osobiście, jako prawnik nie wyobrażam sobie, żeby nie doszło do ekshumacji wszystkich ciał. Z rozmów z biegłymi wynika, że jeżeli doszło do eksplozji, to niekoniecznie materiał wybuchowy musi być na każdym z ciał i niekoniecznie musi być na każdym z zabezpieczonych materiałów.

Chodzi o to, że była to eksplozja o bardzo niewielkim zasięgu?

Istnieje taka możliwość, dlatego że do tego, aby doszło do katastrofy wystarczającym jest, że doszło do przerwania powłoki samolotu. Do tego nie potrzebny jest jakiś kolosalny, ogromy wybuch. Co za tym idzie, z moich rozmów przede wszystkim z profesorami, którzy się tą sprawą zajmują wynika, że do tego nie potrzebny jest wybuch, który zostawi ślady materiału na każdym ciele.

Pani nie wyklucza eksplozji?

Muszę powiedzieć, że po 26 miesiącach moje przypuszczenie co do tego, że nastąpiła eksplozja graniczy z praktycznie pewnością. Chcę zwrócić uwagę na to, że zawsze bardzo ostrożnie wypowiadałam się na ten temat. Mówiłam, że śledztwo trwa, trwa wyjaśnianie przyczyn i bądźmy ostrożni w osądach. Niczego nie wykluczajmy. Z każdym miesiącem moja pewność co do tego, że to nie był zwykły wypadek, tylko doszło tam do ingerencji osób trzecich - czyli po prostu do zamachu - zaczyna wzrastać.

Jakie są na to przesłanki? Jakie są argumenty przemawiające za tym, że doszło eksplozji?

Przede wszystkim kwestia wypowiedzi ze strony fachowców - mam tutaj na myśli przede wszystkim pana prof. Wiesława Biniendę. Proszę pamiętać, że prof. Binienda jest tą najbardziej znaną osobą, która firmuje pracę bardzo wielu osób, instytutów nie tylko w Polsce, ale i na świecie. On zgodził się jako pierwszy te ustalenia podać pod własnym nazwiskiem. Ale proszę pamiętać, że na to pracuje również jego uniwersytet, zakłady, w których pracuje profesor Nowaczek w Stanach Zjednoczonych, to są wreszcie wypowiedzi polskich profesorów z naszych - można w zasadzie powiedzieć - wszystkich ośrodków badawczych. Przeprowadzając z tymi osobami szereg rozmów, doszłam do przekonania, że udało im się to, co nie udało się komisji pana ministra Millera, która w przeciwieństwie do nich miała łatwy dostęp do materiału dowodowego i do miejsca zdarzenia. Udało im się w sposób bardzo wysoce wiarygodny pokazać, że doszło do eksplozji.