Wraz z raportem końcowym na stronach podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza opublikowano drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. Służba Kontrwywiadu Wojskowego ma teraz sprawdzić czy nie stoją za tym Rosjanie - donosi Interia.

Materiały zawierające m.in. zdjęcie ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego wykonał Marek Dąbrowski, który został wyrzucony z podkomisji smoleńskiej pod koniec kwietnia 2021 r. Załącznik liczy 25 stron i zatytułowano go "Informacje o ciałach ze śladami wysokiej temperatury i oparzeń". Dokument powstał 3 listopada 2016 r. i do tej pory był tajny.

Po publikacji opracowania przez podkomisję smoleńską Marek Dąbrowski wydał oświadczenie, które jako pierwszy opublikował portal tvn24.pl. "Projekt raportu oraz załącznika, do którego podkomisja włączyła moją pracę, były do wczoraj przede mną ukrywane i nikt nie poinformował mnie o zamiarze wykorzystania jakichkolwiek moich opracowań przez podkomisję" - napisał były ekspert Antoniego Macierewicza. W swoim piśmie podkreślił, że to przewodniczący gremium "jest jedyną osobą odpowiedzialną za zarządzanie informacjami niejawnymi w podkomisji".

Kiedy wyszło na jaw, że do ogólnodostępnego raportu załączono drastyczne zdjęcia, oświadczenie wydał resort obrony. MON podkreślił w nim, że Podkomisja ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem jest niezależna, a ministerstwo nie ingerowało ani w prace komisji, ani w treści, które ona publikuje. Antoni Macierewicz nazwał publikację "niedopuszczalnym błędem".

Z nieoficjalnych informacji Interii wynika, że sprawie przygląda się wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz. Kiedy chcieliśmy go zapytać o szczegóły, nie chciał z nami rozmawiać. Tylko dlaczego sprawą skandalicznej publikacji mieliby się zajmować wojskowi łowcy szpiegów? Jak mówią nam politycy PiS, tę oburzającą sytuację należy wyjaśnić. Co więcej, nie da się wykluczyć, że przez udostępnienie zdjęć ktoś z zewnątrz chciał ośmieszyć prace podkomisji.

"Ktoś tego nie dopilnował. Potępiam to, co się dzieje. Jest mi niezmiernie przykro. Jeżeli ktoś zawinił, powinien ponieść konsekwencje, przynajmniej polityczne" - powiedział Interii Michał Jach, szef sejmowej komisji obrony z PiS. "Jeśli doszło do włamania (na stronę www podkomisji - red.), ktoś wykorzystał swoją przewagę technologiczną, trudno odpowiedzialnego za zachowanie dyskrecji pociągać do odpowiedzialności. Na pewno ukarać należy tych, którzy doprowadzili do tej sytuacji" - dodał.

Co znalazło się w raporcie Macierewicza?

Ujawniony w poniedziałek raport z pracy podkomisji smoleńskiej zawiera tezę, że katastrofa z 10 kwietnia 2010 r. była wynikiem "aktu bezprawnej ingerencji strony rosyjskiej". Według Antoniego Macierewicza dokument "może i powinien stanowić podstawę podjęcia działań na arenie międzynarodowej, w tym możliwe złożenie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka". W jego ocenie zgromadzony materiał jest "bezspornym i niepodważalnym" dowodem na eksplozję, która rozpoczęła katastrofę smoleńską. Według Macierewicza w sumie doszło do dwóch eksplozji - w lewym skrzydle i centropłacie TU-154M.

Raport został skrytykowany m.in. przez byłego szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Wybuchy Antoniego Macierewicza są wybuchami, których nikt nie słyszał. Rzekomi świadkowie, najczęściej są to świadkowie rosyjscy, którzy są zupełnie niewiarygodni. Polacy, którzy byli na miejscu zdarzenia (...) - nikt nie potwierdza, że doszło do wybuchu. Zagraniczne laboratoria - nie tylko polskie - wykluczają wybuch - wyliczał w rozmowie z radiem RMF24 Maciej Lasek. 

Przekonywał też, że twierdzenia Macierewicza, jakoby ładunek wybuchowy został zamontowany w lewym skrzydle w czasie remontu maszyny w Samarze, a potem zdetonowany w Smoleńsku, są nielogiczne.

W latach 2010-2011 przyczyny katastrofy smoleńskiej badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera. Komisja ustaliła wówczas, że przyczynami katastrofy smoleńskiej były: zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. "Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią" - stwierdzał raport komisji Millera.