„Grozi nam polski Majdan!” – grzmią rozpalone głowy, choć spod tych rozdzieranych szat często wyziera ledwie skrywana radość z powodu problemów Prawa i Sprawiedliwości. „To nie Majdan, to #ciamajdan” – odpowiadają ironiści, kpiąc z tych okopanych w sejmie i pod sejmem „ciamajd”, choć wielu z tych twitterowych satyryków tylko udaje, że obecny kryzys nie jest poważny. Jak pogodzić obie wrogie strony, jak zestrzelić w jedno ognisko dwa tak skrajne punkty widzenia? Postaram się to zrobić bez emocji, traktując całe to zamieszanie jak zwykłą grę. Jaką grę? W szachy? Nie, bo to już trochę zgrana alegoria, a poza tym nie bardzo tu użyteczna. „Szachiści” musieliby bowiem walczyć także poza szachownicą i po wywróceniu stolika w czarno-białą kratkę, okładać się figurami i pionkami. Sytuacja nie jest więc czarno-biała. Sięgnę zatem po bardziej adekwatną roz(g)rywkę.

Inteligencja jest w niej równie ważna co zręczność, koncentracja oraz silna wola wygranej. Mam na myśli bierki- za czasów mojego dzieciństwa bardzo popularną grę towarzyską. Spróbuję tu zebrać jak najwięcej publicystycznych punktów ze stosu różnych chaotycznie rozrzuconych faktograficznych patyczków. Nie pomyślcie sobie, Drodzy Czytelnicy, że wybrałem te "dziecinne" bierki, bo lekceważę obecną polityczną sytuację w naszym kraju. To nie jest tak, że szachy są poważne, a bierki to betka! W encyklopedii możemy przeczytać, że ta zręcznościowa gra była znana jako wyrocznia plemionom germańskim już 2000 lat temu, więc nie tylko pojedynki na szachownicy mają długą i wzniosłą tradycję. Wyjaśniłem już swoje motywy, więc czas na zaprezentowanie podstawowych zasad.             

Entuzjastom skomplikowanych strategicznych gier przypomnę, że piony i figury w szachach też noszą nazwę bierek. A i patyczki w bierkach są absolutnie zhierarchizowane, więc zanim sięgnie się po nie ręką, trzeba zasięgnąć rady rozumu.  Ich klasyczny zestaw składa się z 3 trójzębów (każdy po 25 punktów), 3 harpunów (po 15 punktów), 3 wioseł (po 10 punktów), 3 bosaków (po 5 punktów) oraz  24 oszczepów (po 1 punkcie). Wybaczcie, proszę, ten przydługi wstęp, ale bez podania reguł, bez poddania świata regułom, wszystko zamienia się w chaos. A przecież rolą dziennikarzy nie jest tylko podstawianie mikrofonu pod usta nadawców sprzecznych politycznych komunikatów; praca żurnalistów nie powinna polegać li tylko na bezładnej gonitwie po labiryncie Sejmu w poszukiwaniu szumu "setek", ulotnych sensacyjek, tabloidowych "newsów", jętek jednodniówek. Ja trochę inaczej widziałbym tę naszą profesję.          

Rozpoczynam więc cierpliwe i ostrożne wysuwanie politycznych patyczków z pozornie bezładnego stosu, wyłuskiwanie bierek  rozrzuconych niby w amoku przez Pana Losu, nieprzewidywalnego jak po dopalaczach. Zaczynam pracochłonne oddzielanie od siebie trójzębów, harpunów, wioseł, bosaków i oszczepów  rozsypanych zamaszystym gestem jakiegoś nieobliczalnego demiurga zdarzeń. Próbuję z dużą delikatnością wyciągnąć z tego mniemanego chaosu całkiem logiczne i racjonalne wnioski w postaci przyczyn oraz skutków. Zacznę od najbliższej mi bierki - dziennikarskiego oszczepu, który leży na samej górze, więc jest łatwy i narzucający się, dlatego pokątni obserwatorzy mogą go błędnie uznać za element szczytowy a więc najistotniejszy, ale to tylko pozór. Oszczep, pamiętajmy, jest wart tylko jeden maleńki punkcik.

Kieruję nań swój wzrok i sięgam po niego dłonią, bo jest cenny w nieco inny sposób. Przykrywa bowiem ważniejsze od siebie patyczki do politycznych potyczek: bosaka sabotażu dla kabotynów z KOD-u i terrorystów z lewackiej Antify, wiosła dla PO-Nowoczesnych posłów do machania przed oczyma jak sztachetą na Wiejskiej, harpuna propagandy i dezinformacji do wbijania kłamstw w pamięć,  przyciągania i odciągania uwagi w kraju i na świecie, oraz trójzębu przydatnego do odzyskania trój-władzy: ustawodawczej, wykonawczej oraz sądowniczej. Widać więc, że pod dziennikarskim oszczepem kryje się wiele istotnych elementów tej gierki w bierki. To nie o medialną wolność więc chodzi, bo to tylko pretekst. To wyłącznie przykrywka dla innych narzędzi, użytecznych jako broń w walce z polskim rządem. 

Innymi słowy bunt różnych redakcji przeciwko reorganizacji pracy w sejmie jest przede wszystkim, zgodnie z moją alegorią, rodzajem strategicznej dezinformacyjnej dźwigni. Przy pomocy tego skoordynowanego protestu mediów, świadomych czy też nieświadomych swojej prawdziwej roli, antyrządowi gracze w gmachu parlamentu mogli wyciągnąć swoje słynne wiosło z Wiejskiej i płynąć na fali dziennikarskiego niezadowolenia. Tak przy tym rozkołysali sejmowy okręt, taką rozpętali burzę z wuwuzelami, że wywrotka rozbujanej łajby tego dnia i tak by nastąpiła. Każdy bowiem najdrobniejszy błędny ruch sternika - marszałka groził zatonięciem. Trudno przecież wymagać stoickiego spokoju od człowieka, który bez przerwy musi lać oliwę na wzburzone morze, więc cóż: zdarzyło się! Wylał w końcu zdziecinniałego młodziana z kąpielą. Marek Kuchciński nagle przez pomyłkę wyrzucił do morza miernego majtka-najmitę, sejmitę z PO, niby jakiś zbędny balast.

Wyznać muszę, że i ja uważam paraparlamentarzystę Szczerbę za bardzo, ale to bardzo ciężki przypadek, więc trochę się nie dziwię sejmowemu sternikowi z PiS-u, iż pomyślał: "Szczerba za burtą, pływać będzie lżej!". Widać biedak nie podejrzewał, że tym jednym rzutem, tą małą szczerbą, doprowadzi do wlania się pod pokład wpienionej kipieli, że doprowadzi do gwałtownego zachwiania równowagi, statek z Wiejskiej straci do końca swą wątpliwą stateczność i ku uciesze buntowników zacznie się zanurzać w odmęty absurdu. Wyobraźcie sobie, Drodzy Czytelnicy, taką sytuację: łajba nabiera wody, a jej przechył wzrasta, bo grupa samobójczych rebeliantów, jak w jakimś zmokłym amoku, gromadzi się po jednej stronie - wokół steru, kręcąc nim i nakręcając atmosferę morskiej choroby, marynistycznej grozy i groteski. Piraci dokonali abordażu na stanowisko marszałka sejmu i zaczęli krzyczeć "Demokracja, wolne media!", co w języku parlamentarnych korsarzy znaczyło: "Po nas, po PO, choćby i potop!" O, morskie bałwany! Tak to właśnie z wami było na tym absurdalnym, gombrowiczowskim brygu Banbury.                

Bosak zaś leżał pod wiosłem, bosak sabotażu! Ten patyczek oznacza działania zaczepne, krzywe zagrywki przy pomocy haków, oraz odpychające w swym prostactwie akcje wywrotowe dokonywane wprost przy użyciu grotów. Wyspecjalizowane grupy piratów piromanów, podpalających Polskę, bosakami próbowały wyhaczyć nocnych uciekinierów z tonącego w odmętach okrętu, polując zwłaszcza na najsłabsze ogniwa - słabej płci. Dźgały panią poseł Pawłowicz dzikie dzidy wyzwisk a potem poharatał ją charczący rechot z trybuny niepoprawnego, nie tylko ortograficznie, chrabiego i hama. ( Nie mylić z "Kordianem i chamem".) "Dał nam przykład Komorowski jak obrażać mamy damy!" - ryczała po chwili swój hymn haniebny horda, która napadła na  Bogu ducha winną minister Zalewską, w zemście za plan likwidacji przeklętej gimbazy, tej bazy braku ogłady, tak bardzo hołubionego przez barbarię matecznika tumaństwa i antykultury.    

Internacjonałowie z kolei harpun już dzierżą w lepkich od smaru dłoniach. Czym jest smar? Smar to pieniądz. A harpun? To broń miotanych antypolskich kalumni. Międzynarodówka lichwiarzy i łże-liberałów, lżących samym swym istnieniem pojęcie wolności, poucza nas Polaków czym jest "demokracja"! Harpunnicy siedzą w lożach Brukseli pośród grubych ryb, przesiadują w Waszyngtonie wśród rekinów finansjery, zażerają się w Moskwie kawiorem z korporacyjnej ikry, głośno wychwalają wyśmienity smak berlińskiej Makreli. Harpun to ich broń, harpun to ich znak. A ich flotą są banknoty, tak je zwą  w swej grypserze. Każde ograniczenie obszaru swych łowisk traktują jak złamanie traktatów. Polska do tej pory to był dla nich naturalny akwen, jakby banksterski Bałtyk sięgał do podnóża Tatr, więc żeglujże żeglarzu od Odry po Bug. Bo Rzeczpospolita nie-do-rzeczna to były dla nich wody międzynarodowe, hulaj dusza, brzegu nie ma: "O, tu się dadzą nam obłowić!" I z łatwością zarzucali swoje gęste  sieci i zagarniali łakomie całe ławice.

Entuzjazm zgasł, kiedy do władzy dorwali się uzurpatorzy z Prawa i Sprawiedliwości. Wygrali wprawdzie jakieś tam wybory, ale cóż to za wybrakowany wybór! "Prawo i Sprawiedliwość zwyciężyło, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie!" - zaczęła wrzeszczeć waaadza sądownicza. "Przejmuje rządy Sprawiedliwość i Prawo, ale my się tym nie przejmujmy, nadal zatrudniajmy naszych na lewo!"- szeptała po kątach kasta trybunalska. Można by pomyśleć, że słowo "kasta" pochodzi od złowrogiego wyrazu "kastet"! Tak twarda zrobiła się pięść totalnej opozycji; zaciśnięte pięści raz po raz wystrzeliwały w górę w geście anarchistów. W dłoniach szczerzących kły totalniaków błysnęły trójzęby. Ta najcenniejsza bierka jest bowiem na samym dnie stosu politycznych patyczków, jako symbol trójwładzy. Żeby ją przechwycić, trzeba postępować ostrożnie jak saper. Rekwizyt Neptuna nie wpada sam w ręce, nie spada nikomu od razu  jak piorun z pogodnego nieba. Trzeba go wyciągnąć jak z zaminowanego zwałowiska, ostrożnie, żeby niczego nie trącić, żeby jednym fałszywym gestem nagle wszystkiego  nie stracić.               

Rozczarowani są więc liczni zwolennicy nowej władzy, która od lat zapowiada odnowioną, IV Rzeczpospolitą. Gdzież ona jest, ta wyśniona, tylekroć obiecywana i wciąż oddalająca się jak niedościgły horyzont? Gdzie się podziewa ta ustrojowa efemeryda, fantasmagoria przegrywająca z faktami, fatamorgana niknąca w miarę długiego marszu? "Z jakiego powodu ci Nasi się z Onymi tak strasznie cackają?" - pytają zniecierpliwieni zwolennicy wciąż zbyt ostrożnego ich zdaniem Kaczyńskiego, upartego utopisty, państwowca demokraty w totalnej wojnie z ludźmi pozbawionymi wszelkich zasad. I bądź tu Panie Prezesie mądry! Wrogowie wyzywają Cię od Kaczafich. Drą szaty i gardła na manifach: "Precz z Kaczorem-dyktatorem!". Gdy zbywasz to milczeniem, milczysz nienawistnie. Kiedy się uśmiechasz, to wyłącznie w grymasie pogardy. A z drugiej strony rwą z głów włosy stronnicy głębokich zmian. Gdzie autentyczne rozliczenia poprzedniej ekipy? Gdzie obiecywany aneks do raportu WSI? Dlaczego Tusk i Komorowski oraz ich ferajna nadal cieszą się wolnością? Co dalej z faktycznym wyjaśnieniem Zamachu Smoleńskiego? Jak z tą obiecaną rewolucją w spec-służbach?                

Kolejne takie pytania-refreny pojawiają się w prawdziwie niepokornej prawicowej publicystyce. PiS jest więc w kleszczach: pomiędzy autentycznymi wrogami zerwania z przepoczwarzoną komuną a prawdziwymi antykomunistami, kontynuatorami drogi Józefa Mackiewicza, niewierzącymi w żadną ustrojową "transformację" Systemu i żądającymi radykalnego zerwania ze spuścizną bolszewizmu, bez żadnych zgniłych kompromisów, kompromitujących dla prawdziwych patriotów. Dodajmy do tego jeszcze jednych wrogów z prawej strony, konserwatywnych przyjaciół putinowskiej Rosji, rzekomej ostoi tradycyjnych wartości w wojnie z zachodnią antychrześcijańską lewacką rewolucją, kulturalnym marksizmem. W tych okopach Świętej Trójcy PiS broni się także przed kolejną odmianą prawicy - libertariańskimi utopistami, przekonującymi wbrew faktom, że "niewidzialna ręka rynku" wciąż działa w realnym kapitalizmie, a partia Kaczyńskiego jak przedwojenna sanacja wprowadza w Polsce totalny etatyzm. Żeby to jeszcze chodziło tylko o tradycje piłsudczykowskie! Nie, pojawiają się już porównania do centralizmu dekady towarzysza Edwarda Gierka. Piszę to nie po to, by bronić partii rządzącej, bo ona -mam nadzieję- poradzi sobie bez takiego marnego adwokata jak ja. Tak naprawdę pragnę wrócić do swej porządkującej alegorii: gierki w bierki.                    

Irytujące wielu przeciwników III RP "patyczkowanie się" z sabotażystami strojącymi się w szatki "demokratycznej" opozycji, ja nazwałbym spokojnie "patyczkowaniem". To bardzo skomplikowane, wieloetapowe działania wymagające przemyślenia kilku ruchów do przodu, ogromnej koncentracji i prawie prestidigitatorskiej zręczności. To jest "saperska" gra z wyciąganiem i porządnym układaniem na nowo szczepionych ze sobą oszczepów, bosaków, wioseł, harpunów i trójzębów, leżących na sobie pokotem. Pookrągłostołowe wciąż pseudo-państwo pozostawione w spadku przez PO-PSL to "ch.., d... i patyczków kupa".  Można się biernie przyglądać tym bierkom i nie wyciągać z nich... żadnych wniosków. Tę strategię nicnierobienia już obserwowaliśmy przynajmniej przez osiem lat poprzedników PiS. Można też wywrócić teraz stolik do gry i strącić z niego gmatwaninę różnych elementów. Zastanawia mnie to, że to radykalne rozwiązanie łączy intencje najbardziej wrogich sobie grup: PO-Nowoczesnych puczystów i radykalnych antykomunistów. Ja wolę PiS-owskie potyczki na patyczki. A zostało jeszcze bardzo wiele bierek.