Scalony napis "Arbeit macht frei" najpewniej nie wróci już nad bramę główną byłego niemieckiego obozu Auschwitz. Tam pozostanie kopia - przyznał podczas publicznej prezentacji naprawionego zabytku dyrektor muzeum Piotr Cywiński. Napis został skradziony w grudniu 2009 roku. Placówka odzyskała go miesiąc później.

Zaprezentowany dziś napis wygląda dokładnie tak jak przed kradzieżą. Było to możliwe tylko dzięki, żmudnej i ciężkiej pracy konserwatorów. Napis był między innymi prostowany, spawany i laserowo wzmacniany. W tej koronkowej pracy pomogło też szczęście. W muzeum znaleziono rurkę o identycznych parametrach jak te wykorzystane przy tworzeniu napisu. Na niej przeprowadzano wszystkie testy.

Niestety, zdaniem konserwatorów napis powinien być przechowywany w temperaturze 17,19 stopni Celsjusza. Biorąc to pod uwagę, dyrektor muzeum woli nie ryzykować. Wydaje mi się, że napis powinien znaleźć się w obrębie tworzonej w tej chwili nowej wystawy głównej. Tego się nie uda utrzymać tutaj - zaznaczył.

Do tego, by nad główną bramą muzeum pozostała kopia napisu "Arbeit macht frei" Piotr Cywiński będzie przekonywał Radę Oświęcimską. Naprawiony napis będzie jeszcze zabezpieczany przed korozją. Całość prac zakończy się w czerwcu. Koszt konserwacji wyniósł około 120 tysięcy złotych.

Zabytkowy napis został skradziony w grudniu 2009 roku. Złodzieje przecięli go na trzy części. Policja znalazła zabytek pod Toruniem kilkadziesiąt godzin po kradzieży. Po policyjnych oględzinach napis - na początku 2010 roku - trafił z powrotem do muzeum, gdzie zajęli się nim konserwatorzy. Poddano go niezwykle żmudnym, dokładnym i czasochłonnym badaniom.

Brama główna w obozie Auschwitz I, jako jedyna w całym obozie, została wykonana na rozkaz Niemców przez polskich więźniów politycznych. Zostali przywiezieni jednym z pierwszych transportów przybyłych z Wiśnicza na przełomie 1940 i 1941 roku.

Napis nad bramą - "Arbeit macht frei" (Praca czyni wolnym) - który jest jednym z symboli obozu, wykonali więźniowie z komanda ślusarzy pod kierownictwem Jana Liwacza (numer obozowy 1010). Mieli świadomie odwrócić literę B, jako przejaw nieposłuszeństwa.