Poznań. Noc z poniedziałku na wtorek. W kilkusettysięcznym mieście przyjmuje tylko jeden szpitalny oddział ratunkowy. Reszta została zamknięta na czas dezynfekcji, bo przebywały w nich osoby z podejrzeniem koronawirusa. Karetki z pacjentami w stanach nagłych nie mają więc dokąd jechać, albo czekają w kolejce na oddział, który nie wstrzymał przyjęć, ale pracuje już resztką sił. „Daleko idąca ostrożność czy przedwczesna panika? Brak jasnych procedur czy kryzys kompetencyjny?” - pytają medycy i apelują, by uaktualnić opracowane wytyczne, w oparciu o wiedzę praktyków. W przeciwnym razie będziemy mieli o kilkadziesiąt zgonów na dobę więcej – alarmują i zaznaczają przy tym, że nie chodzi o zgony osób zakażonych Covid-19.

Od kiedy szpital przy Szwajcarskiej, w którym funkcjonował największy SOR w mieście, został przekształcony w jednoimienny szpital zakaźny, ciężar przyjmowania pacjentów w stanach nagłych musiały wziąć na siebie inne lecznice. W Poznaniu jest ich kilka - Lutycka, Przybyszewskiego, Grunwaldzka, szpital im. Raszei i Centrum Medyczne HCP. Wspomnianą wcześniej nocą, pacjentów przyjmował tylko ten ostatni.

To, że pacjenci jeżdżą w karetkach od szpitala do szpitala, nie jest spowodowane jednak wyłącznie tym, że ich izby przyjęć są wyłączane na kilkugodzinną kwarantannę. Do mnie trafił dziś pacjent z udarem mózgu. Wędrował wcześniej niezbadany przez 3 SOR-y, bo 2 szpitale stwierdziły, że dziś już nie obsługują, a jeden stwierdził, że skoro pacjent ma 37 stopni gorączki, to powinien jechać do zakaźnego. Karetki i szpitale stoją z powodu kwarantann. Nikt nie wie, jakie są wytyczne do zabezpieczania się, każdy konsultant ma swoje przemyślenia, niespójne z innymi. Jeden konsultant kopiuje zabezpieczenia na Ebolę i wpisuje COVID - wylicza Maurycy Biernat, lekarz medycyny ratunkowej.

Chodzi o konsultantów wojewódzkich ds. ratownictwa medycznego, którzy otrzymali wytyczne od Narodowego Funduszu Zdrowia i Ministerstwa Zdrowia, dotyczące postępowania z pacjentami, u których zachodzi podejrzenie, że mogą być zakażeni Covid-19. Problem, na jaki wskazują lekarze, jest jednak taki, że konsultanci w danych regionach interpretują je po swojemu. W efekcie ma dochodzić też m.in. do sytuacji, w której lekarz z oddziału odmawia konsultacji pacjenta na SOR, bo nie ma środków ochrony osobistej, które spełniają kryteria konsultanta wojewódzkiego, spełniają natomiast kryteria Światowej Organizacji Zdrowia. 

Problem z interpretacją wytycznych pojawią się też np., kiedy na SOR trafia pacjent z zapaleniem wyrostka robaczkowego. Procedury nakazują wykluczenie u takiego pacjenta Covid-19. W praktyce najczęściej oznacza to wizytę na oddziale zakaźnym. Kiedy wraca do niezakaźnego SOR-u, personel nie ma pewności, czy pacjent nie przywiózł wirusa z miejsca, w którym był badany.

Jeszcze inny problem to przyjmowanie pacjentów na oddziały czy do klinik zajmujących leczeniem konkretnych rodzajów chorób, które od zespołu ratownictwa medycznego czy lecznicy przekazującej pacjenta wymagają drobiazgowej diagnostyki, w tym właśnie wykluczenia Covid-19, nawet jeśli nie zachodzą żadne przesłanki, że pacjent może być jego nosicielem.

To jest po prostu niemożliwe w przypadku niektórych pacjentów "ostrych" - mówi RMF FM Maurycy Biernat. Tłumaczy, że w większości takich sytuacji czas działa tylko na niekorzyść. Tacy pacjenci mogą po prostu umrzeć albo mogą u nich wystąpić ciężkie powikłania, zanim zostaną przekazani. Przykładem mogą być pacjenci z udarem, któremu może towarzyszyć stan podgorączkowy - dodaje.


Medycy mówią wprost, że jeśli nie uda się ujednolicić i sprecyzować procedur związanych z wdrażaniem kwarantanny oraz postępowaniem z pacjentami, którzy nie mają potwierdzonego Covid-19, a występują u nich stany nagłe albo przewlekłe choroby, takie osoby będą skazane na zdecydowanie większe ryzyko śmierci niż dotychczas. Do tej grupy wliczają się też np. osoby ze zbyt późno zdiagnozowanymi czy zaniedbanymi chorobami nowotworowymi takie, które przez epidemię Covid-19 mają utrudniony dostęp do poradni lekarza rodzinnego, albo nie mają go wcale.  

"Dochodziło do swego rodzaju paniki"

Do niechlubnej statystyki będą przyczynią się też zbyt pochopne zdaniem części lekarzy decyzje o wyłączaniu oddziałów albo kierowaniu personelu na kwarantannę. Według obowiązujących dziś procedur, taką decyzję podejmuje miejscowy sanepid, po uprzednim zgłoszeniu przez lekarza dyżurnego lub kierownika placówki.

Mieliśmy w Poznaniu taką sytuację kilkakrotnie już, że SOR dużego szpitala był wyłączony na kilka godzin, z powodu tego, że na korytarzu ktoś zakaszlał. Dochodziło do swego rodzaju paniki, która stwarzała realne zagrożenie. Mamy teraz taką sytuację, że w mieście działają tylko dwa szpitalne oddziały ratunkowe. Szpital przy Przybyszewskiego w Poznaniu przez długi czas był wyłączony całkowicie z funkcjonowania przez jeden potwierdzony przypadek Covid-19 - tłumaczy szef szpitalnego oddziału ratunkowego CM HCP w Poznaniu, Patryk Konieczka. Wyobraźmy sobie, że nagle wszystkie SOR-y zostają zamknięte albo wszystkie chirurgie w kilkuset tysięcznym mieście przestają przyjmować pacjentów ­- dodaje.  

Ministerstwo Zdrowia: przekazaliśmy schematy postepowań

O wątpliwości praktyków, zmagających się z opisanymi kłopotami w codziennej pracy, zapytaliśmy w resorcie ministra Łukasza Szumowskiego. W odpowiedzi czytamy, że resort przygotował konkretne wytyczne dotyczące postępowania w przypadku pacjentów z podejrzeniem Covid-19 dla dyspozytorów medycznych, zespołów ratownictwa medycznego i szpitalnych oddziałów ratunkowych.

20 marca wiceminister zdrowia Waldemar Kraska rozesłał je do wojewodów w całym kraju, z dopiskiem "Bardzo pilne". Proszę o zobowiązanie dysponentów zespołów ratownictwa medycznego do zapoznania się z przedmiotowymi schematami oraz uzyskania poświadczenia zapoznania się z nimi przez podległych im pracowników ­- czytamy w piśmie. 

Przekazanie podobnych informacji swoim pracownikom zalecił Główny Inspektor Sanitarny.

Kierownikom podmiotów leczniczych zaleca się zorganizowanie sprawnego przepływu informacji do podległych pracowników o sytuacji epidemicznej związanej z koronawirusem COVID-19, oraz ustawicznej aktualizacji stanu wiedzy w zakresie zaleceń/wytycznych dotyczących w szczególności: pomocy pacjentom zgłaszającymi się telefonicznie lub osobiście z prośbą o informację. Postępowania z pacjentami zgłaszającymi się do poradni, Izb Przyjęć lub SOR z objawami infekcji dróg oddechowych o małym lub średnim stopniu nasilenia bez dodatniego wywiadu epidemiologicznego w kierunku infekcji COVID-19 - czytamy na stronach GIS. 

W wytycznych dla zespołów ratownictwa medycznego mowa m.in. o konieczności stosowania środków ochrony osobistej - rękawic, gogli, przyłbic i masek z filtrem FFP2 lub FFP3 (niektóre placówki nadal zmagają się z nich brakiem). Pacjentów podzielono w nich z kolei na trzy kryteria: A - bezobjawowych, ale mających kontakt z osobą zakażoną lub osobą z podejrzeniem, B - z objawami przeziębienia lub grypy i również po kontakcie, C - z objawami ostrej infekcji układu oddechowego, również po kontakcie.

Schemat postępowania w każdym z trzech kryteriów opisano w kilkunastu punktach. Schemat dla ZRM kończy zdanie: Personel mający kontakt z pacjentem bez zabezpieczenia w środki ochrony osobistej powinien zostać odsunięty od świadczenia pracy a po 7 dniach od kontaktu należy wykonać test w kierunku koronawirusa. 


Jak ochronić ochronę?

Zdaniem medyków, taka konstrukcja wytycznych pozostawia jednak zbyt duże pole do interpretacji, co z kolei przekłada się na chaos, mogący grozić wspomnianym wcześniej ryzykiem zwiększonej liczby zgonów. Lekarze są więc zdania, że system ochrony zdrowia może usprawnić i uratować jedynie uaktualnienie procedur, ale po uprzednich konsultacjach z praktykami - stojącymi na tzw. pierwszej linii medycznego frontu walki z epidemią koronawirusa.

Należałoby w tej sytuacji stworzyć procedury, które mogłyby bardziej odzwierciedlać potrzeby rzeczywiste. Niestety, mamy wrażenie, że wszystkie te procedury, które obowiązują nas w tej chwili, są tworzone w sposób chaotyczny i nieskoordynowany, bez wzięcia pod uwagę głosu stojących na pierwszej linii frontu - tłumaczy szef SOR w HCP Patryk Konieczka. Na ten sam problem wskazuje jego kolega z oddziału, Maurycy Biernat. Mamy teraz bardzo dużo różnych interpretacji i zaleceń. W ochronie zdrowia jest bardzo dużo towarzystw naukowych, one wydają interpretacje, które często nie są ze sobą spójne. Na to nakłada się to, że szpitale często wdrażają swoje własne procedury wewnętrzne, które próbują to stabilizować, próbują dać jasną ścieżkę do postępowania, natomiast one są raz, że niespójne, a dwa - niestety często zagrażają przez to życiu pacjenta - zauważa.

Poznań nie jest oczywiście jedynym miastem, w którym przez obowiązkową kwarantannę, wprowadzoną przez sanepid, należało zamykać szpitalne oddziały. W wielkopolskim Krotoszynie zamknięto dziś OIOM, chirurgię, oddział wewnętrzny i kardiologiczny. Sanepid próbuje wyjaśnić, w jakiś sposób doszło tam do rozwoju największego ogniska Covid-19 w regionie (w powiecie krotoszyńskich zachorowało do tej pory ok. 60 osób).

W Kaliszu z powodu kwarantanny wyłączono oddział wewnętrzny II, chirurgię i kardiologię. Razem z 44 pacjentami, na kwarantannie jest tam zamkniętych 77 pracowników szpitala. Pacjentów, którzy mogliby trafić na te oddziały, karetki rozwożą po okolicy, m.in. do Ostrowa Wielkopolskiego czy Pleszewa.

Szpitalne oddziały ratunkowe z powodu tymczasowej kwarantanny zamykano już także w Wadowicach, Częstochowie, Rzeszowie, Lublinie, Rybniku, Cieszynie, Jaworznie czy Gdańsku.

W marcu w Poznaniu liczba przypadków nagłego zatrzymania krążenia wzrosła o kilkadziesiąt, względem poprzedniego miesiąca. 

Opracowanie: