​Szanghaj chce do 20 kwietnia osiągnąć nowy cel walki z koronawirusem. Władze miasta zamierzają doprowadzić do sytuacji, w której nie ma nowych zakażeń w dzielnicach nieobjętych lockdownem. Pod koniec marca w mieście wprowadzono surowe ograniczenia, największe w Chinach od czasu blokady Wuhan na początku pandemii.

Szanghaj od końca marca walczy z potężną, niespotykaną w Chinach, falą koronawirusa. 26-milionowe miasto rejestruje po kilkadziesiąt tysięcy zakażeń dziennie. I choć nie odnotowuje się zgonów (przynajmniej oficjalnie, mieszkańcy w rozmowie z "Financial Times" mówią co innego), to władze są bardzo zaniepokojone rozwojem sytuacji.

Jak podaje agencja Reutera, do 20 kwietnia Szanghaj zamierza doprowadzić do sytuacji, w której nowe zakażenia koronawirusem nie będą pojawiały się poza obszarami, gdzie wprowadzona została kwarantanna. W tym celu władze muszą zwiększyć liczbę testów oraz przyspieszyć transport chorujących do izolatoriów.

Szefostwo lokalnego oddziału partii komunistycznej zaapelowało do władz dzielnicowych o podjęcie koniecznych działań. To rozkaz wojskowy, nie ma miejsca na negocjacje, możemy tylko zacisnąć zęby i walczyć o zwycięstwo. Można powiedzieć, że to atak totalny, ostateczna bitwa, by odwrócić epidemiczny trend - powiedział do działaczy sekretarz partyjny z dzielnicy Baoshan.

Mieszkaniec Szanghaju przekazał Reutersowi, że coraz więcej pracowników i busów jest angażowanych, by przyspieszyć proces transportowania osób zakażonych koronawirusem.

Władze potężnego miasta przekazały, że liczba zakażeń spada. Wciąż jednak wiele pojawia się poza obszarami, w których wyznaczono kwarantanny.

Chiny od początku pandemii stosują radykalną strategię "zero covid", polegającą na twardych, lokalnych lockdownach i izolowaniu wszystkich pozytywnych przypadków. Nic nie zanosi się na to, by - podobnie jak kraje Zachodu - Pekin zamierzał poluzować te obostrzenia. Prezydent Xi Jinping podkreślał, że Chiny muszą się trzymać twardego podejścia do walki z wirusem.

Drastyczne rozwiązania wywołały sprzeciw wśród mieszkańców Szanghaju. W mediach społecznościowych pojawiają się filmy z protestów oraz starć z funkcjonariuszami. Chińczycy narzekają na problemy z zaopatrzeniem - władze dostarczają darmowe paczki z żywnością, jednak w wielu przypadkach dochodziło do opóźnień i oszustw. Zamówienie dostawy jedzenia graniczy z niemożliwością, gdyż jednocześnie próbują to robić miliony mieszkańców.

Jednocześnie wiele osób zamawia "na zapas", gdyż wciąż nie jest pewne, kiedy sytuacja w mieście się poprawi. Władze oczywiście zaapelowały, by tego nie robić. Państwowa telewizja przekonuje, że w niektórych dzielnicach, gdzie sytuacja jest spokojniejsza, otwarte zostały supermarkety. Mieszkańcy jednak przekonują, że chodzi o zaledwie jeden dystrykt na obrzeżach Szanghaju.

Ograniczenia wywołują poważne niepokoje gospodarcze. Szanghaj to bowiem centrum finansowe i biznesowe, znajduje się tam też najbardziej ruchliwy port kontenerowy. Lockdown i ograniczenia znacząco mogą uderzyć w globalny łańcuch dostaw.