"Cztery tygodnie lockdownu w Anglii wystarczą, aby wywrzeć rzeczywisty wpływ na liczbę zakażeń koronawirusem" - ocenił brytyjski premier Boris Johnson. Wyraził nadzieję, że dzięki surowym restrykcjom będzie możliwe spędzenie Bożego Narodzenia "tak normalnie, jak to możliwe".

Od północy ze środy na czwartek w Wielkiej Brytanii obowiązuje nakaz pozostawania w domach, o ile ktoś nie ma uzasadnionego powodu do wyjścia, takiego jak nauka, praca, niezbędne zakupy, opieka nad osobą potrzebującą czy ćwiczenia fizyczne. Zamknięte są puby, bary i restauracje oraz sklepy z wyjątkiem tych, które sprzedają towary pierwszej potrzeby. Lockdown ma potrwać do 2 grudnia, po czym planowany jest powrót do dotychczasowego systemu trzech poziomów restrykcji wprowadzanych regionalnie.

Johnson przyznał, że gdy zaczął się kolejny lockdown, wiele osób jest "zaniepokojonych, zmęczonych i, szczerze mówiąc, ma dość samych wzmianek o tym wirusie".

Środki te, choć trudne, są ograniczone w czasie. Rada, którą otrzymałem, sugeruje, że cztery tygodnie wystarczą, aby te środki przyniosły realne efekty. Więc te zasady wygasną i 2 grudnia planujemy wrócić do systemu trzypoziomowego. Na końcu tunelu jest światełko - przekonywał brytyjski premier.

Johnson powiedział również, że jego gabinet rozmawia z rządami Szkocji, Walii i Irlandii Północnej nad wspólnym podejściem do okresu Bożego Narodzenia, "ponieważ wszyscy chcemy zapewnić, że rodziny będą mogły się spotykać, niezależnie od miejsca zamieszkania".

Jeśli będziemy stosować ten pakiet środków w sposób, w jaki możemy i zrobiliśmy to już wcześniej, nie mam wątpliwości, że ludzie będą mogli mieć tak normalne Boże Narodzenie, jak to możliwe, a także będziemy mogli wszystko otworzyć przed Bożym Narodzeniem - mówił Johnson.

W czwartek wieczorem podano, że z listy państw, z których przyjazd nie wiąże się z obowiązkiem kwarantanny zdjęto Niemcy i Szwecję. Decyzja ta wchodzi w życie w sobotę o rano.