Wicepremier Turcji Numan Kurtulmus powiedział w wywiadzie dla telewizji NTV, że Ankara nie prowadzi w Syrii wojny i nie okupuje tego kraju, a o operacji tureckich sił Rosja uprzedziła "wszystkie strony" konfliktu.

Wicepremier Turcji Numan Kurtulmus powiedział w wywiadzie dla telewizji NTV, że Ankara nie prowadzi w Syrii wojny i nie okupuje tego kraju, a o operacji tureckich sił Rosja uprzedziła "wszystkie strony" konfliktu.
Aleppo, Syria (zdjęcie ilustracyjne) /AA (PAP/Abaca) /PAP

Kurtulmus oznajmił, że o operacji "Tarcza Eufratu", jaką Turcy podjęli w Syrii, wiedziały "wszystkie zainteresowane strony, włącznie z rządem w Damaszku", ponieważ - jak dodał - "jesteśmy pewni, iż poinformowała ich o tym Rosja".

Powtórzył również, że Ankara nie "rozpoczyna wojny" i nie okupuje Syrii.

Turcja prowadzi w Syrii działania wojenne wymierzone w kurdyjskie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG). Jej siły zdołały zająć terytoria kontrolowane jak dotąd przez Kurdów i ich sojuszników.

Przedstawiciele Ankary utrzymują, że ich celem jest wyparcie z tego regionu bojowników IS oraz uniemożliwienie Kurdom poszerzenia kontrolowanego przez nich terytorium.

Wcześniej minister spraw zagranicznych Turcji Mevlut Cavusoglu oskarżył YPG o dokonywanie "czystek etnicznych" na północy Syrii. Dodał, że YPG próbuje obsadzać swymi ludźmi tereny odebrane Państwu Islamskiemu.

Według wydanego w poniedziałek po południu komunikatu tureckich sił zbrojnych w ciągu ostatnich 24 godzin przeprowadziły one 61 ataków artyleryjskich w syryjskim mieście Dżarabulus. Oświadczenie głosi, że Turcy "podejmują wszelkie środki i okazują maksymalną wrażliwość", aby uniknąć ofiar wśród cywilów.

Jak podaje Reuters, tureckie oddziały poczyniły w poniedziałek postępy w swej ofensywie w głąb Syrii, co ściągnęło na nie krytykę USA i NATO.

Oddziały tureckie od 24 sierpnia prowadzą operację wojskową w północnej Syrii, wymierzoną w IS i YPG. Zdaniem obserwatorów jednym z celów tureckiej ofensywy jest między innymi powstrzymanie Kurdów z YPG przed zajęciem Dżarabulusu, położonego strategicznie przy granicy z Turcją.

Milicja YPG uważana jest przez władze w Ankarze za organizację terrorystyczną. Fakt, że Stany Zjednoczone udzielają jej poparcia, jest źródłem trwających od miesięcy napięć między Waszyngtonem a Ankarą.

APA