Iran oficjalnie potwierdził śmierć Sajeda Razi Musawiego, generała powiązanego z irańską Gwardią Rewolucyjną w Syrii. Musawi - jak podaje Reuters - zginął w poniedziałek w okolicach Damaszku prawdopodobnie w wyniku ataku izraelskiego. Izrael nie potwierdził ani nie zaprzeczył tym doniesieniom. Teheran jednak zapowiada odwet. "Izrael zapłaci za swą zbrodnię" - oświadczył cytowany we wtorek przez portal Radia Wolna Europa prezydent Iranu Ebrahim Raisi. Z kolei szef resortu obrony Izraela zapowiada, że wojna toczy się na wielu frontach oraz, że Iran musi spodziewać się kolejnych "odpowiedzi".

Niepotwierdzone doniesienia irańskich mediów opozycyjnych sugerują, że Musawi odegrał kluczową rolę w koordynowaniu wsparcia finansowego i logistycznego udzielanego przez Teheran irańskim organizacjom w Syrii. Był również wysokim rangą dowódcą Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) - jednej z dwóch największych irańskich organizacji zbrojnych.

Wojskowy miał zginąć w czasie nalotu w rejonie Set Zajnab w pobliżu Damaszku. W mediach społecznościowych pojawiły się nagrania ukazujące dym unoszący się w okolicach lotniska międzynarodowego - lokalizacji wykorzystywanej często przez irańskich wysłanników do Syrii. Śmierć Sajeda Razi Musawiego postrzegana jest jako niepowetowana strata dla IRGC w regionie.

Reuters zaznacza, że Izrael od lat prowadzi podobne operacje w Syrii. Celem ataków pozostają obiekty i posterunki organizacji syryjskich powiązanych z Teheranem. Dotychczas jednak izraelscy oficjele nie odnieśli się do śmierci Musawiego.

Prezydent Syrii Baszar al-Assad jest bliskim sojusznikiem Iranu i Rosji. Władze obu krajów pomagają Assadowi utrzymać się przy władzy mimo trwającej od lat wojny domowej w Syrii.

Iran odgraża się Izraelowi

Rzecznik irańskiego Ministerstwa Obrony Reza Talaei-Nik stwierdził we wtorek, że "Syjoniści muszą być przygotowani na konsekwencje swojej zbrodni. A będą one bolesne".

Urzędnicy izraelscy nie wydają się poruszeni podobnymi groźbami. Tamtejszy minister obrony Joaw Gallant poinformował we wtorek, że Izrael podejmuje kroki odwetowe za atak Hamasu nie tylko w samej Strefie Gazy, ale także na terytoriach krajów, które jawnie wspierają terrorystów. Gallant mówił o Iraku, Syrii, Jemenie i Libanie. Zasugerował też, że kolejne uderzenia mogą mieć miejsce nawet w Iranie.

"Prowadzimy wojnę na wielu frontach i jesteśmy atakowani z siedmiu kierunków: Gazy, Libanu, Syrii, Zachodniego Brzegu, Iraku, Jemenu i Iranu. Odpowiedzieliśmy już i podjęliśmy działania na sześciu z nich" - powiedział minister parlamentarzystom zgromadzonym w Knesecie.

Siły Obronne Izraela nie informowały - jak dotąd - o prowadzeniu takich działań w Jemenie, skąd sprzymierzeni z Iranem bojownicy Huti wystrzeliwali rakiety i drony w kierunku Izraela, zakłócając żeglugę na Morzu Czerwonym, ani w Iraku. Z terenu tego ostatniego kraju wystrzelono w ubiegłym tygodniu drona w kierunku izraelskiego miasta Ejlat, czym chwaliła się operująca tam proirańska milicja.

Armia izraelska dotychczas nie informowała również o żadnych operacjach na terenie Iranu, który to kraj jest zdecydowanie największym wrogiem Izraela, sponsorującym Hamas i libański Hezbollah - odnotowała agencja Reutera.