Jeszcze nigdy po konkursie Anita Włodarczyk nie była taka zmęczona. W Rio de Janeiro zdobyła złoty medal olimpijski i poprawiła w rzucie młotem własny rekord świata – 82,29. „Są jeszcze rezerwy, a medal dedykuję mamie, która ma dzisiaj imieniny” – powiedziała.

Jeszcze nigdy po konkursie Anita Włodarczyk nie była taka zmęczona. W Rio de Janeiro zdobyła złoty medal olimpijski i poprawiła w rzucie młotem własny rekord świata – 82,29. „Są jeszcze rezerwy, a medal dedykuję mamie, która ma dzisiaj imieniny” – powiedziała.
Anita Włodarczyk ze złotym medalem w rzucie młotem /Adam Warżawa /PAP

Jestem dzisiaj mega, mega zmęczona, ale i spełniona. Po cichu czekam jeszcze na złoty medal z Londynu, bo doszły nas słuchy, że Tatiana Łysenko została złapana na stosowaniu dopingu. Czekamy na oficjalną wiadomość - przyznała.

Rosjanka cztery lata temu wyprzedziła Polkę. Teraz Włodarczyk nie pozostawiła żadnych wątpliwości. Podopieczna Krzysztofa Kaliszewskiego zdeklasowała rywalki.

Ledwo co teraz chodzę. Ten upał mnie wykończył. Jak wrócę tylko do wioski, od razu idę do kubła z lodem. Łezka w oku pojawiła się po rekordzie świata. To były największe emocje. Teraz nie płaczę, ale wieczorem na dekoracji na pewno popłyną łzy - przyznała zawodniczka warszawskiej Skry.

W trzeciej próbie uzyskała 82,29 i o ponad metr poprawiła własny rekord globu.

To wynik ciężkiej, systematycznej, monotonnej pracy. Jestem profesjonalnym sportowcem, o wszystko dbam. Wiem, że z wielu rzeczy musiałam zrezygnować dla tego, by uzyskiwać takie rezultaty, ale z tego się najbardziej cieszę, bo wierzyłam w złoto bardziej niż w rekord. Warto było trenować tak ciężko - podkreśliła.

To nie jest jednak jeszcze szczyt jej możliwości.

We Władysławowie rzucałam 89,80 na treningu, ale młotem kilogram lżejszym. Śmieję się, że teraz chyba będą musieli drzewa wykosić na rzutni, bo młot lądował pod drzewami. Mam jeszcze w tym roku na pewno dwa starty, najbliższy na Memoriale Kamili Skolimowskiej na Stadionie Narodowym w Warszawie i chciałabym się jeszcze pokazać z dobrej strony - zapowiedziała.

Tradycyjnie już na wielkiej imprezie Włodarczyk rzucała w rękawicy, jaką dostała od rodziców zmarłej przedwcześnie Kamili Skolimowskiej.

Na każdych zawodach jest ze mną i tu też była - podkreśliła.

Dzień przed konkursem rozmawiała jeszcze z wicemistrzem olimpijskim w rzucie dyskiem Piotrem Małachowskim. Przyjaźnią się od lat.

Spytałam go, czy jak poprawię rekord świata, mam rzucać dalej. Powiedział mi, żebym nie odpuszczała, bo to może być mój dzień konia, a nie wiadomo, czy coś takiego jeszcze się wydarzy. Tak też zrobiłam, teraz ciekawe na ile lat ten rekord świata pozostanie - wspomniała.

Poniedziałkowy konkurs młociarek jest kolejnym dowodem na to, że historia lubi się powtarzać. Siedem lat temu w mistrzostwach świata w Berlinie, podobnie jak w Rio, Małachowski przegrał złoty medal w ostatniej kolejce. Dzień później Włodarczyk pobiła rekord świata i osiągnęła swój pierwszy wielki sukces.

Myślałam o tej sytuacji i po cichu też o rekordzie świata, ale mam nadal rezerwy, bo moje wyniki na treningach wskazują na to, że powinnam uzyskiwać rezultaty na poziomie 83-84 metrów - przyznała.

Najgorsze były dla niej warunki atmosferyczne. Temperatura na stadionie wynosiła 35 stopni w cieniu.

Było dramatycznie. Polewałam nogi zimną wodą, ale niewiele to pomagało. Dobrze, że trenowałam w takich warunkach w RPA, bo nie wiem, jak inaczej bym sobie poradziła. Chyba nigdy nie byłam tak zmęczona, po tej rundzie honorowej się jeszcze znokautowałam - przyznała rekordzistka globu.

Ten najważniejszy w karierze medal zdobyła dla mamy. Dzisiaj obchodzi imieniny i odkąd dowiedziałam się, że finał wypada w ten dzień, zamarzyłam, by zrobić jej tak piękny prezent. Mam nadzieję, że sprawiłam też radość Polakom - dodała.

Włodarczyk od lat zmaga się z poważnymi problemami z plecami. Każdy sezon wymaga od niej dodatkowej pracy i jak sama często mówiła wywiadach - siedzi na bombie, która nie wiadomo kiedy wybuchnie. Gdyby tak się stało, będzie musiała zapomnieć o sporcie.

Nie chcę teraz składać żadnych deklaracji. Nie wiem, czy wytrzymam do Tokio. Na pewno będę trenować do następnych mistrzostw świata w Londynie. To, że jestem teraz zdrowa jest zasługą mojego sztabu, a zwłaszcza dr Roberta Śmigielskiego, który objął mnie opieką w 2009 roku, a także fizjoterapeuty Darka Straszewskiego, który jest magikiem - powiedziała.

To piąty polski medal zdobyty w Rio de Janeiro. Wcześniej złoto wywalczyły wioślarki Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj w dwójce podwójnej, brąz ich koleżanki Monika Ciaciuch, Agnieszka Kobus, Maria Springwald i Joanna Leszczyńska w czwórce podwójnej oraz kolarz Rafał Majka w wyścigu ze startu wspólnego, a w sobotę wicemistrzem olimpijskim został dyskobol Piotr Małachowski.


(j.)