Wrocławska prokuratura sprawdzi, czy lipcowy wyjazd 9 wrocławskich licealistów do Liberii, gdzie jest ognisko epidemii Eboli, nie naraził ich na niebezpieczeństwo zagrażające zdrowiu i życiu. Dziewięć osób przebywało tam na misji do końca lipca.

Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie podjęto na podstawie doniesień medialnych. To nie jest śledztwo i nie toczy się przeciwko organizatorom wyjazdu. Prokurator sprawdzi, czy nie doszło do zagrożenia zdrowia i życia wielu osób w związku z tym wyjazdem i wówczas podejmie dalsze decyzje - mówi rzecznik prokuratury okręgowej Małgorzata Klaus.
 
Poinformowała, że spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego to przestępstwo z art. 165 kk, które - popełnione nawet nieumyślnie - zagrożone jest karą do 3 lat więzienia.

Wyjazd na misyjny obóz letni zorganizowało salezjańskie liceum z Wrocławia. Uczestniczyli w nim uczniowie i jeden dorosły opiekun, którzy pracowali na miejscu z ubogimi dziećmi.  

Jak zapewnia lekarz epidemiolog Witold Paczosa z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu, u uczestników wyprawy nie stwierdzono objawów zakażenia wirusem Ebola.
 
Organizatorzy wiedzieli o zagrożeniu, ponieważ przed wyjazdem Główny Inspektorat Sanitarny napisał do nich specjalne pismo na ten temat i odradzał wyjazd. Nie można jednak nikomu zabronić wyjazdu decyzją administracyjną - dodał Paczosa.

Epidemiolog podkreślił, że nie ma obecnie powodu do przeprowadzania kwarantanny dla osób, które były na misji. 

P.o. Główny Inspektor Sanitarny Marek Posobkiewicz zapewnił, że młodzież ta nie miała kontaktu ani z osobami chorymi, ani ze zmarłymi na chorobę wywołaną wirusem Ebola. Dodał, że u jednej z tych osób była podwyższona temperatura, ale lekarz wykluczył możliwość zachorowania przez nią na gorączkę Ebola. Minęło już dwa tygodnie (od ich powrotu - red.), więc możemy być na pewno spokojni, że wszyscy z tej grupy młodzieży są zdrowi - podkreślił Posobkiewicz.

Zapewnił, że nie ma powodu do przeprowadzania kwarantanny dla osób, które były na misji.

Prof. Włodzimierz Gut z Państwowego Zakładu Higieny przekonywał, że nie było podstaw do przebadania grupy młodzieży. Byłoby to posianie paniki. Nie rozpoznanie jest ważne, a to, że chodzi o wychwycenie przypadków, dlatego że nie ma profilaktycznego rozpoznania Eboli. Można potwierdzić objawy kliniczne rozpoznaniem diagnostycznym. Odwrotnie się nie da. Przed wystąpieniem objawów wynik będzie ujemny - powiedział Gut.

Profesor przypomniał, że nie jest to choroba zakaźna szerząca się drogą kropelkową. Nie wystarczy przejść koło chorego na Ebolę, żeby się zarazić. Trzeba mieć bezpośredni kontakt z wydalinami - powiedział Gut. Jest to choroba z biegunką, wymiotami, krwawieniami i te mieszaniny są zakaźne, ale żeby się zakazić, trzeba wejść w bezpośredni kontakt z tym materiałem. Dlatego problem dotyczy przede wszystkim osób - i to jest większość zakażeń - które się opiekują osobą już w zaawansowanej chorobie i osób, które zajmują się pochówkiem - dodał.

Obecna epidemia wirusa Eboli rozpoczęła się w marcu w Gwinei i rozprzestrzeniła się do Sierra Leone i Liberii. Przypadki zachorowań odnotowano też w Nigerii. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podała w środę, że liczba ofiar śmiertelnych epidemii Eboli w Afryce Zachodniej wyniosła 1069; 1975 osób jest zarażonych wirusem.

(mpw)