Od ujawnienia przez prawnika Fundacji Helsińskiej materiałów śledztwa w sprawie niepublikowania w ub. roku wyroków Trybunału Konstytucyjnego jasne jest, że decyzję w tej sprawie podjęła pani premier. Autorką koncepcji "to nie jest wyrok" nie jest jednak Beata Szydło, ale szefowa RCL, Jolanta Rusiniak, która podsunęła jej ten pomysł. "Pani premier podzieliła moje stanowisko” - zeznała w śledztwie Jolanta Rusiniak.

Od ujawnienia przez prawnika Fundacji Helsińskiej materiałów śledztwa w sprawie niepublikowania w ub. roku wyroków Trybunału Konstytucyjnego jasne jest, że decyzję w tej sprawie podjęła pani premier. Autorką koncepcji "to nie jest wyrok" nie jest jednak Beata Szydło, ale szefowa RCL, Jolanta Rusiniak, która podsunęła jej ten pomysł. "Pani premier podzieliła moje stanowisko” - zeznała w śledztwie Jolanta Rusiniak.
Premier Beata Szydło /Radek Pietruszka /PAP

Oczywiste szczegóły

Do rozmowy, która rozstrzygnęła o tym, że odpowiedzialna za publikowanie m.in. wyroków TK szefowa rządu poleciła wstrzymanie publikacji wyroku z 9 marca 2016, doszło jeszcze tego samego dnia. Szefowa Rządowego Centrum Legislacji potwierdzając, że po wpłynięciu wyroku do RCL osobiście rozmawiała z Beatą Szydło i, jak zeznała przed prokuratorem, podczas tej rozmowy pani premier poleciła mi, abym nie kierowała sprawy do zredagowania i ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Polecenie takie od pani premier otrzymywałam każdorazowo przy okazji wydania przez Trybunał Konstytucyjny kolejnych orzeczeń, aż do 16 sierpnia 2016 roku.

Powyższe słowa raczej nie powinny zaskakiwać. Beata Szydło nigdy nie zaprzeczała, że to ona podjęła tę pierwszą i kolejne decyzje. Nawet gdyby tak zresztą było, nie miałoby to znaczenia, bo to premier jest z mocy prawa odpowiedzialny za publikowanie wyroków TK. Zaskakujące może być jednak tło decyzji pani premier.

Nieoczywiste kulisy

W tym samym protokole zeznań Jolanty Rusiniak pojawia się także opis samego dochodzenia do decyzji o niepublikowaniu wyroku z 9 marca i późniejszych. Szefowa RCL mówi prokuratorowi wprost: Ja osobiście rozmawiałam z panią premier i przedstawiłam jej swoją opinię w tej sprawie. Było to 9 marca 2016 r. zaraz po tym gdy doszło do wydania orzeczenia w sprawie organizacji Trybunału. Pani premier wysłuchała mnie i podzieliła moje stanowisko. Pamiętam, że przekazałam pani premier, że orzeczenie to nie jest wyrokiem, ponieważ nie zawiera podpisów pod wyrokiem wszystkich wymaganych wówczas prawem sędziów co do ilości (widniało 12 podpisów, a powinno być 13 orzekających i podpisanych sędziów). Pani premier podzieliła moje stanowisko, że nie mamy w związku z tym do czynienia z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego.

Jolanta Rusiniak premierem?

Z protokołów prokuratury wprost wynika, że autorką rozwiązania, które zastosowała Beata Szydło jest nieznana szerzej Sekretarz Rady Ministrów i jednocześnie szefowa Rządowego Centrum Legislacji Jolanta Rusiniak. Radca prawny, którego stanowisko w sprawie publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego podzieliła pani premier. Jako podstawy swojej opinii Jolanta Rusiniak wskazała własną opinię jako prawnika, analizę pisma procesowego Prokuratora Zbigniewa Ziobro oraz opinie prawników-konstytucjonalistów (których w KPRM jednak nie ma) i zdania odrębne, zgłoszone przez sędziów Przyłębską i Pszczółkowskiego.

Zdania odrębne zgłoszono jednak od wyroku TK, bo takie są i tytuł, i treść dokumentu, pod którym się oboje sędziowie podpisali. Raczej trudno w tej sytuacji opierać na zdaniach odrębnych od wyroku twierdzenie, że nie jest to wyrok. Opinie sędziów Przyłębskiej i Pszczółkowskiego stają się przez to chyba zdaniami odrębnymi od "niewyroku", zapisem pogawędki przy kawie i ciasteczkach?

Niezależnie zaś od tej niekonsekwencji podzielona przez Beatę Szydło opinia Jolanty Rusiniak pomija fakt, że zgodnie z art. 190 ust. 2 konstytucji powszechnie obowiązujące i ostateczne orzeczenia Trybunału podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w którym był ogłoszony ów akt normatywny, a więc w Dzienniku Ustaw.

Prokurator niezbyt ciekawski

Autor wydanego w lutym prawomocnego postanowienia o umorzeniu śledztwa, prokurator Tomasz Kuroszczyk to kolejna osoba, której szczególny sposób sprawowania funkcji przejdzie do historii. Po nakazaniu przez sąd "przesłuchania osób bezpośrednio odpowiedzialnych za publikację orzeczenia TK z 9 marca 2016 r. i ustalenia, jakimi motywami kierowały się odmawiając publikacji orzeczenia" miał też "przeprowadzić inne czynności, których konieczność może się wyłonić w toku śledztwa" i dopiero po jego zakończeniu podjąć merytoryczną decyzję odnośnie sprawy.

Zamiast tego prokurator owszem, przesłuchał osoby bezpośrednio odpowiedzialne za publikację wyroku, jednak nie przyszło mu do głowy, by wykonać kolejną część postanowienia sądu, i wyciągnąć z tego wnioski. Jak choćby takie, że jeśli zeznający przed nim świadkowie zgodnie oświadczają, że decyzję, którą wykonali podjęła ich zwierzchnik Beata Szydło - należy przesłuchać Beatę Szydło.

Mówiąc otwarcie prokurator Tomasz Kuroszczyk wyjaśnił tylko, że motywem działania przesłuchanych świadków było wykonanie polecenia pani premier. Jaki był motyw działania pani premier, czyli osoby, która publikacji wyroku odmówiła, pan prokurator jednak nie ustalił, bo jej nie przesłuchał.

W tej dziedzinie być może zadowolił się domniemaniem, że było to "podzielenie stanowiska" Jolanty Rusiniak, opartej na nieistniejących w KPRM opiniach, stanowisku jednej ze stron (PG) i zdaniach odrębnych sędziów do "niewyroku".

Tak właśnie została umorzona sprawa brzemiennej w skutki decyzji pani premier (procedura ochrony praworządności KE, opinie Komisji Weneckiej, wysłannika ONZ itd.), podjętej pod wpływem rozmowy z panią Jolantą Rusiniak.



Uwaga na boku - usterka logiczna

Szefowa RCL nie poruszyła w opisanej rozmowie istotnego w tym kontekście wątku, że w tym właśnie wyroku TK decydował właśnie o określeniu pełnego składu na 13 sędziów (zmiana, wprowadzona w ustawie uchwalonej przez PiS), i tę właśnie zmianę zakwestionował. Warto pamiętać, że w chwili wydawania wyroku Trybunał liczył tylko 12 sędziów o niekwestionowanym przez nikogo statusie.

W rzeczywistości sędziów było wtedy aż 18, ale 3 z nich nie dopuszczał do orzekania prezes Rzepliński (to ci wybrani w grudniu 2015 na zajęte wcześniej miejsca), a 3 orzekać nie mogło, ponieważ Prezydent nie odebrał od nich ślubowania.

Podniesienie przez Sejm w ocenianej 9 marca ustawie liczby sędziów, potrzebnych do uznania za pełny skład z 12 do 13 było rodzajem szantażu, który miał wymusić dopuszczenie do orzekania tzw. sędziów dublerów. Faktycznie jednak uniemożliwiało 12-osobowemu Trybunałowi wydawanie jakichkolwiek wyroków w pełnym składzie.
W tak skonstruowanej pułapce Trybunał zrobił to, co powinien - wydał wyrok. Uruchomił tym jednak przygotowane przeciwdziałanie - zablokowanie przez Beatę Szydło jego publikacji. Jak bardzo niedorzeczne, instrumentalne i potrzebne tylko na chwilę było podniesienie wtedy limitu pełnego składu TK do 13 sędziów widać choćby w obecnie obowiązującej ustawie - składem pełnym Trybunału jest w niej sędziów 11.

(mpw)