Proces w sprawie Amber Gold ruszyć ma dziś o godz. 9 przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Na ławie oskarżonych zasiądą Marcin oraz Katarzyna P. – małżeństwo stojące za piramidą finansową. Według prokuratury oszukali niemal 19 tysięcy osób na kwotę ponad 850 mln złotych.

Marcin P. i Katarzyna P. są oskarżeni też między innymi o prowadzenie działalności parabankowej i pranie brudnych pieniędzy, które wyłudzili od swoich klientów. Sama treść zarzutów przedstawionych małżeństwu P. mieści się na 3 tysiącach stron. Cały akt oskarżenia to już prawie 9 tysięcy kart. Śledczy opisują w nim to, co stało się z pieniędzmi wpłaconymi przez kilkanaście tysięcy klientów. Tylko około 10 milionów zostało rzeczywiście zainwestowane w złoto. A właśnie w złoto i inne kruszce inwestować miała Amber Gold. Klientów kusiła oprocentowaniem inwestycji, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. W 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.

Proces i cała sprawa budzą ogromne zainteresowanie nie tylko ze względu na liczbę oszukanych klientów i ogromne pieniądze, jakie stracili. Chodzi też o szereg wątków mniej lub bardziej związanych z Amber Gold. Ostatnio choćby głośny, więzienny romans i opisywana przez media ciąża Katarzyny P. Ale są też powiązania ze spółką OLT Express, która współpracowała z synem byłego premiera Donalda Tuska. Upadek tej linii lotniczej był według niektórych wstępem do afery Amber Gold. Nie wolno zapomnieć o licznych, kontrowersyjnych decyzjach podejmowanych przez urzędników państwowych, które umożliwiły Marcinowi P. bezkarne prowadzenie przestępczej działalności. Błędy popełnione przez państwo ujawniono regularnie od sierpnia 2012 roku, gdy Amber Gold upadła.

Siedziba firmy w zrujnowanej kamienicy

Nazwa Amber Gold pojawiła się w dokumentach w lipcu 2009 roku. Wtedy to spółka z o.o. "Grupa Inwestycyjna Ex" - zmieniła szyld na "Amber Gold". Co ciekawe, jej główną siedzibą miało być wtedy biuro przy ulicy Elizy Orzeszkowej 2 w Gdańsku. To adres słynnej kamienicy, zbudowanej w latach 20. XX wieku dla żydowskiego kupca Leona Astrachana. W trakcie II Wojny Światowej swoją siedzibę miało tam lokalne dowództwo SS. A w pierwszych latach PRL-u Urząd Bezpieczeństwa. Później przez lata w budynku mieściła się izba wytrzeźwień. Gdy w 2004 roku został sprzedany prywatnej właścicielce, był w fatalnym stanie. Potem tylko niszczał. Być może gdyby w 2009 roku ktokolwiek - nawet zainteresowany ofertą klient - sprawdził, jak to możliwe, że spółka inwestująca w złoto ma siedzibę w rozpadającej się, grożącej zawaleniem kamienicy, afera nie miałaby takich rozmiarów?

Konkretnych błędów i niedopatrzeń dopuścili się jednak urzędnicy państwowi. Już sam fakt, że karanemu wcześniej Marcinowie P. udało się założyć kolejną spółkę, jest skandaliczny. W grudniu 2009 roku Komisja Nadzoru Finansowego zawiadomiła prokuraturę w sprawie swoich podejrzeń odnośnie Amber Gold. Ta odmówiła zajęcia się sprawą. Z tym nie zgodził się jednak sąd i kazał śledztwo wszcząć. Po kilku miesiącach prokuratura je umorzyła. Dopiero po ponownym zawiadomieniu KNF i kolejnych decyzjach sądu śledczy bliżej przyjrzeli się działalności Amber Gold. Jednak dopiero miesiąc przed jej upadkiem śledztwo w tej sprawie przeniesiono z najniższego szczebla prokuratury do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Ostatecznie gigantyczny akt oskarżenia sporządzili śledczy z łódzkiej okręgówki. 

Oskarżonym grozi do 15 lat więzienia

Katarzynie i Marcinowi P. grozi do 15 lat więzienia. To czy i na jaką karę zostaną skazani, będzie zależeć w dużej mierze od postawy ich obrońców. Adwokat Marcin P. chce na przykład przesłuchania przed sądem wszystkich pokrzywdzonych przez Amber Gold. Powołuje się na zasadę bezpośredniości procesu. Jeśli sąd uwzględni jego wniosek, przesłuchania znacznie wydłużą proces.

Co ciekawe, Marcin P. ma obrońcę z urzędu. Michał Komorowski adwokatem jest od 2010 roku. W środowisku uważany jest za dobrego, niezwykle błyskotliwego i walecznego prawnika. Gdybym sam miał sprawę karną, to byłaby 1 z 10 osób, której zatrudnienie bym rozważał  - przyznał jeden ze znanych trójmiejskich adwokatów. Komorowski bronił już w kilku głośnych, medialnych sprawach. Jedna z nich to choćby proces tak zwanego "Gangu Banana". Klientem Komorowskiego był właśnie Jacek B. uważany za szefa grupy przestępczej rozbitej w Gdańsku w 2009 roku. "Banan" dostał jeden z niższych wyroków. Został uniewinniony od zarzuty kierowania gangiem. Michał Komorowski zapytany o linię obrony, zasłonił się tajemnicą adwokacką i lojalnością wobec klienta.

Katarzyna P. ma obrońcę z wyboru. Bronić przed sądem będzie jej adwokat Anna Żurawska. Mimo wielu prób nie udało się nam z nią skontaktować. Wcześniej Katarzynę P. reprezentował Łukasz Daszuta. To prawnik, który zasiadł w radzie nadzorczej Amber Gold.

(mn)