"Za dwa, trzy miesiące wyjeżdżam z Polski. Wystąpię o zrzeczenie się polskiego obywatelstwa" - zapowiada w rozmowie z dziennikarką RMF FM laureat Oskara Zbigniew Rybczyński. Planuje też sprzedaż swojej cennej kolekcji grafik. Jak mówi, potrzebuje pieniędzy na życie i spór sądowy z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim. Siedem miesięcy temu został dyscyplinarnie zwolniony ze stanowiska dyrektora artystycznego i rozwoju technologii Centrum Technik Audiowizualnych we Wrocławiu. Zarzucono mu nieprawidłowości finansowe. Twierdzi, że wiele razy informował ministerstwo kultury o tym, co dzieje się w Centrum, ale minister nie reagował.

Ja nie mam swojego ulubionego obrazka. Ja nigdy nie patrzyłem na to, jako na coś co ma wartość handlową. Zresztą od dziecka byłem otoczony obrazami. W stanie wojennym swój zbiór wywiozłem, zbudowałem taką skrzynię, czytałem też o metodach przemytniczych. Jestem do tych dzieł przywiązany, ale muszę się z nimi rozstać. Tak to już jest - dodaje Zbigniew Rybczyński.

Barbara Zielińska: Mówi pan wprost, że musi się pan rozstać z tymi cennymi rzeczami, bo nie ma pan za co żyć. Musi pan opłacić procesy sądowe.

Zbigniew Rybczyński, reżyser, laureat Oskara: Kiedy przyjechałem do Polski, przywiozłem tutaj wszystkie swoje cenne rzeczy. Nie zdecydowałem się na konkretną formę zarobkowania. Pewnego dnia zostałem razem z żoną wyrzucony na bruk. Oszczędności, które miałem, się skończyły.

Ma pan takie poczucie, że wszyscy się odwrócili?

Zdaje sobie sprawę, że są ludzie, którzy są po naszej stronie. Ale cały system władzy, urzędniczy w naszym wypadku, okazał się... nie zauważyłem tych zmian w Polsce. Jest tak, jak było. Chcę wystąpić o zrzeczenie się polskiego obywatelstwa, a jak stąd wyjadę, nie chcę tu wracać. W tym kraju mnie zgnojono i oblano błotem. Polakiem będę do końca życia, to się ma w głowie. Ale w tej chwili nie identyfikuję się z państwem polskim. Wyjedziemy stąd z żoną za dwa, może trzy miesiące.

Zamierza pan się pojawić na aukcji?

Zmagam się z tym, ale chcę przez to przejść. Moje osobiste rzeczy znajdą się w obcych rękach. Mam nadzieję, że się znajdą. Sprzedałbym też Oskara.

Naprawdę?  

Tak, ale nie mogę. Jak się dostaje Oskara, to podpisuje się pismo, że się go nie sprzeda. Można np. podarować, przekazać najbliższej rodzinie. Miałem w kieszeni 50 dolarów jak pierwszy raz wyleciałem do Stanów Zjednoczonych. Te przedmioty, które mam, to jest bagaż życiowy. Czasami on ogranicza. Do życia czasami potrzeba niewiele. 

Jest pan gotowy na nowe otwarcie?

Tak. Czuję się bardzo dobrze fizycznie i psychicznie. Resztę życia chcę spędzić efektywnie. Tu nie widzę takiej możliwości. Chce kontynuować swoją pracę zawodową.
Nie sam, bo mam żonę, która też jest filmowcem. I być może moja żona jest taką nagrodą za spędzone w Polsce pięć lat.