Żołnierze, którzy zginęli w Afganistanie jechali prawdopodobnie Rosomakiem. Najechali na potężny ładunek wybuchowy, czyli tzw. minę-pułapkę. "W Afganistanie miny te nazywane są 'Ajdikami'" - mówi Daniel Kubas, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju. Rozmawiał z nim reporter RMF FM Grzegorz Hatylak.

Grzegorz Hatylak: Ten scenariusz jest podobny, zbieżny do tych dotychczasowych czy zupełnie inny?

Daniel Kubas, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju: Bardzo podobny. Trzeba mieć na uwadze to, że większość żołnierzy, polskich żołnierzy, zginęło w Afganistanie właśnie w wyniku eksplozji tych min pułapek, czyli tzw. "Ajdików". To jest powszechny scenariusz. Talibowie podkładają te min-pułapki we wszystkich możliwych miejscach. Oczywiście, oni się wyspecjalizowali w tym w ten sposób, że te pułapki jest bardzo ciężko wykryć. Czasami są takie sytuacje, że kilka pojazdów przejdzie, a wybucha to na kolejnym, który dokładnie najedzie na zapalniki. Tak, że jest to robione takim bardzo prostym sposobem, aczkolwiek do wykrycia to jest praktycznie bardzo trudne.

Żołnierze z "Dwunastki" przed kolejną zmianą uczą się właśnie rozpoznawać takie "Ajdiki", jak pan to wspomniał, takie te improwizowane ładunki wybuchowe. Mówi pan, że to jest niemożliwe, czy po prostu bardzo, bardzo trudne do wykrycia?

To jest bardzo, bardzo trudne. Nie jest tak, że niemożliwe. Tutaj bardzo dobrą robotę robią nasi saperzy, którzy często te ładunki wykrywają i neutralizują. Natomiast nie ma co ukrywać, że terroryści się wyspecjalizowali w podkładaniu tego typu ładunków. Oni to potrafią zrobić w 12 minut, razem z wykopaniem dołu, włożeniem ładunku, jego uzbrojeniem, zakopaniem, nawet przegnaniem owiec, żeby nie było śladu. Tak, że momentalnie to podkładają, w kilkanaście minut i oczywiście bardzo dobrze to maskują, tym bardziej, że teren w Afganistanie jest taki, który na to pozwala. Wykrycie tego jest bardzo trudne i generalnie oczywiście nie jest tak, że saperzy chodzą z wykrywaczami przed pojazdami, tylko po prostu w sytuacjach - to też wymaga doświadczenia - w miejscach, w sytuacjach określonych, można się spodziewać, że są podłożone tego typu ładunki i wtedy właśnie wysyła się patrole saperskie, patrole rozminowania. Natomiast na pewno nie są żołnierze w stanie wykryć wszystkich. To jest niemożliwe.

Czy oni potem obserwują efekt swojej działalności, swojej pracy? Można ich gdzieś tam złapać po prostu na tym?

Ostatnimi czasy raczej nie. Oni po prostu podkładają tzw. "śpiochy", czyli nie są to ładunki detonowane drogą radiową - bo na to są sposoby, żeby to zneutralizować - czy nawet kablem. Po prostu, są to zrobione tzw. zwieraki, bardzo prosto, z dwóch desek, i ten ładunek czeka, aż pojazd najedzie. I nikt tam nie siedzi, nie obserwuje, nie trzeba tego detonować zdalnie w jakikolwiek sposób. Po prostu, najedzie pojazd ciężki i to detonuje. Oni bardzo dobrze znają, poprzez swoje rozpoznanie, poprzez obserwatorów, skład konwojów - jak się poruszają i tak dalej. Dlatego często operacyjnie zmieniają żołnierze i trasy, i składy, po prostu żeby nie było to aż tak jednostajne, bo łatwo wtedy przewidywać, że ilość takich ładunków może się zwiększyć. Natomiast, mimo wszystko, no po prostu nie ma na to rady, że tak powiem. To jest wielka tragedia i trzeba oczywiście jak najbardziej temu przeciwdziałać. Natomiast na pewno nie jest tak, że to świadczy o braku profesjonalizmu żołnierzy, bo to jest po prostu niemożliwe - wykrycie wszystkich tego typu ładunków.

Wspomniał pan, że mają swoich obserwatorów. Wiem, że żołnierze - no, to oczywista oczywistość, że się tak wyrażę - próbują infiltrować środowisko czy to mieszkańców, czy nawet przenikać do tych struktur talibów. A czy istnieje ryzyko, niebezpieczeństwo, że oni jakoś tam, poza tą obserwacją, próbują w wojsku - no, nie mówię polskim, ale chociażby afgańskim - swoich agentów umieszczać?

No oczywiście. I takie przypadki są, bezwzględnie. O ile w armii afgańskiej tego typu, powiedzmy, agentów nie ma dużo z tego względu, że żołnierze ci są z różnych rejonów kraju i z reguły służą w innym rejonie kraju niż ten, z którego pochodzą, natomiast tutaj zagrożeniem jest policja, no bo policja jest miejscowa i tak dalej, i często talibowie mają dotarcie do tych funkcjonariuszy i czy ze względów ideowych, czy pod groźbą szantażu, oni współpracują z nimi. Tutaj jest sytuacja taka bardzo, bardzo skomplikowana.