Jestem zażenowany stanowiskiem niektórych polityków oraz władz części państw członkowskich wobec unijnych sankcji nakładanych na Federację Rosyjską. Negowanie potrzeby zajmowania stanowczej postawy wobec agresji Rosji na Ukrainę, głoszenie tezy, że jest to wciąganie Europy w wojnę z Rosją oraz zasłanianie się kosztem dla finansów i gospodarek poszczególnych państw członkowskich odbieram, jako wyraz nieznajomości historii z jednej strony oraz ekonomii z drugiej strony.

Spór demokratycznego świata z Rosją ze względu na jej militarną agresję na niepodległą Ukrainę owszem kosztuje, ale trzeba pamiętać, że woja gospodarcza zawsze jest w swoich ludzikach i finansowych konsekwencjach mniej dotkliwa, niż woja militarna. Doświadczenia Europy i świata pokazują natomiast, że polityka ustępstw wobec Rosji nie może odnieść pozytywnego skutku - nie łudźmy się, nie zmniejszy też kosztów negacji jej agresywnej postawy. Za pasywność i tak będzie trzeba Europie zapłacić i to znacznie więcej, niż cena rosyjskich retorsji wobec krajów Wspólnoty.

Ale, jeśli komuś w Europie nie zależy na integralności Ukrainy, jeśli dla kogoś obojętne jest, czy Krym ma być ukraiński czy rosyjski, jeśli dla kogoś nie jest ważne, czy wschodnie regiony Ukrainy będą należały do tego państwa, czy też przejmie je Rosja, albo będą miały jakąś fałszywą autonomię, to chciałbym zapytać o inne wartości. Co w takiej sytuacji z tak ważnymi dla nas, dla Europejczyków, ideami jak, prawa obywatelskie, jak wolność, jak demokracja?.... Ile te idee są warte kilogramów mięsa, albo kartofli? Czy fundament naszego współistnienia w nowoczesnym świecie mamy też przeliczać na wartość eksportu płodów rolnych? A co z wartością życia ludzkiego? Przecież za wschodnią granicą Unii Europejskiej mordowani są ludzie, także obywatele państw członkowskich Wspólnoty? Czy życie ludzkie również będziemy przeliczali na pieniądze?...