Jako jedyna z grupy szczeniaków nie uciekła, gdy komandosi z Lublińca znaleźli ją zabiedzoną na afgańskim wysypisku śmieci. Zabrali Aśkę do bazy i zaopiekowali się nią. Niedawno udało im się zdobyć pozwolenia i przewieźć psa do Polski. Nad Wisłą Aśka znalazła nowy dom. Wzruszającą historię psa opisuje portal polska-zbrojna.pl.

Kilka lat temu żołnierze z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca podczas patrolu w prowincji Ghazni zatrzymali kolumnę przy wysypisku śmieci, chcieli sprawdzić teren. Poza sforą psów nie znaleźli tam nic podejrzanego. Ich wzrok przyciągnęła jednak zabiedzona, beżowa, kudłata kulka.

Gdy podjechaliśmy, wszystkie psy uciekły. Została tylko Aśka. Patrzyła na nas takim wzrokiem, że nie było wyjścia. Zabraliśmy ją do bazy - opowiada komandos JWK.

Po załatwieniu formalności, pozwoleń i przeprowadzeniu badań pies zamieszkał z żołnierzami w bazie w Ghazni i szybko się zadomowił. Aśka zaczęła rozpoznawać swoich, wiedziała, kto należy do jej ekipy, a jeśli do kogoś się nie przekonała - lepiej było do niej nie podchodzić. Problem mieli przede wszystkim pracujący w bazie Afgańczycy, których Aśka nie lubiła.

Przed każdym patrolem lub akcją Aśka żegnała komandosów, a później całą noc potrafiła czuwać i czekać na ich powrót. Nie lubiła, gdy opuszczali bazę. Jakby wiedziała, że tam, na zewnątrz, nie są bezpieczni - mówi jeden z żołnierzy. Gdy wracali do bazy, Aśka pierwsza wybiegała im na spotkanie. Cieszyła się, że jesteśmy, merdała ogonem i skakała na nas. Niektórych ta jej radość czasami irytowała, bo po męczącym patrolu czy operacji w 30-kilogramowym oporządzeniu kolejne skaczące na ciebie kilogramy mogą podnieść ciśnienie - opowiada jeden z komandosów. A Aśka swoje waży. Z małego szczeniaczka wyrosła na pokaźnych rozmiarów psa "rasy afgańskiej" (w Afganistanie, jak pisze polska-zbrojna.pl, większość psów to mieszańce, ponieważ jednak są dosyć charakterystyczne, żołnierze śmieją się, że jest to po prostu rasa afgańska).

Przez lata do bazy w Ghazni przylatywali żołnierze z Lublińca służący w  kolejnych zmianach Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Wszyscy opiekowali się Aśką, a ona wielu z nich dawała namiastkę normalności. Sam mam w domu psa i tu przez te kilka miesięcy jest po prostu łatwiej, gdy taki czworonożny przyjaciel kręci się wokół ciebie - mówi jeden z opiekunów Aśki.

Kiedy zapadła decyzja, że w 2014 roku polskie wojsko opuści Afganistan, pojawiło się pytanie: co z Aśką? Nikt nawet nie myślał o tym, żeby ją wypuścić za bazę, ani tym bardziej o jej uśpieniu. Bądź co bądź, to przyjaciel - mówi komandos JWK. Zabranie psa do Polski było jedynym rozwiązaniem, jakie żołnierze z Lublińca brali pod uwagę - tym bardziej, że w kraju czekał na nią dom i żołnierz, który kilka lat wcześniej przywiózł ją do bazy.

Załatwienie wszystkich formalności związanych z wywiezieniem psa z Afganistanu, mimo że miał aktualne szczepienia i badania, nie było prostą sprawą, ale na szczęście się udało. Aśka dostała zgodę na wylot, potrzebne dokumenty i znalazła się w samolocie do Polski. Najpierw nie chciała wejść na pokład. Potem było jej już wszystko jedno, co się wokół dzieje - śmieje się jeden z żołnierzy.

Lecąc do Polski, Aśka nie zdawała sobie sprawy, że właśnie po raz kolejny uratowano jej życie.

polska-zbrojna.pl