Osoby zakażone koronawirusem mogą być najbardziej niebezpieczne dla innych dzień, do dwóch przed pojawieniem się objawów choroby - wtedy zakażają najbardziej intensywnie. Przestają zakażać mniej więcej po 7-8- dniach. Informują o tym na łamach czasopisma "Nature Medicine" chińscy naukowcy, głównie z Guangzhou Eighth People’s Hospital. Ich analizy pokazują, że nawet blisko połowa zakażeń koronawirusem pochodzi z kontaktu z osobami, które jeszcze nie czują się chore.

"Nature Medicine" publikuje wyniki badań prowadzonych na grupie blisko stu pacjentów szpitala w Guangzhou, przyjmowanych na przełomie stycznia i lutego. W ciągu miesiąca pobierano od nich wymazy, by przekonać się, jak zmienia się w ich komórkach ilość materiału genetycznego koronawirusa. Dodatkowo poddano analizie statystycznej udokumentowane przypadki 77 par osób, z których jedna zaraziła się od drugiej. Okazuje się, że najwyższa w chwili pojawienia się objawów ilość materiału genetycznego spadała potem do zera w ciągu mniej więcej 21 dni. Do zakażenia mogło jednak dochodzić i wcześniej, najprawdopodobniej w ciągu dwóch dni przed pojawieniem się objawów.

Autorzy pracy zakładają, że czynnik reprodukcji R(0) w początkowej fazie epidemii w rejonie Wuhanu utrzymywał się na poziomie 2,2 do 2,5. Przeciętnie tyle osób zakażał każdy z chorych. Skuteczność działań na rzecz ograniczenia epidemii zależała od kilku czynników, w tym okresu inkubacji choroby u danej osoby, czy odstępu czasu między pojawieniem się objawów u kolejnych osób w łańcuchu zakażeń. Jeśli średnio ten drugi czas okazuje się krótszy od pierwszego, nie ma wątpliwości, że do istotnej części zakażeń dochodzi w wyniku kontaktu z osobami, które jeszcze nie czują się chore. Ustalenie jak długo przed pojawieniem się objawów możemy zakażać ma kluczowe znaczenie dla uszczelnienia systemu izolacji chorych, monitorowania kontaktów i kwarantannych osób, które mogły się zainfekować. 

Artykuł podsumowuje analizę badań wymazów pobieranych u 94 pacjentów przyjmowanych do Guangzhou Eighth People’s Hospital w dniach od 21 stycznia do 14 lutego. Połowa z pacjentów to byli mężczyźni, średnia wieku wynosiła 47 lat, badania dotyczyły osób, które przechodziły chorobę w miarę łagodnie, choć rozwinęło się u nich zapalenie płuc, nie było ciężkich, czy krytycznych przypadków. Wymazy pobierano kilkakrotnie, od dnia przyjęcia do 32 dni później. Wyniki badan potwierdzały wysoką wiremię w chwili pojawienia się objawów i stopniowy spadek do granicy wykrywalności w ciągu przeciętnie 21 dni. Co ważne, ilość materiału genetycznego nie zależała w oczywisty sposób nie tylko od płci i wieku, ale nawet od intensywności objawów.  

Niezależnie autorzy pracy przeanalizowali 77 potwierdzonych par osób, z których jedna zaraziła się od drugiej. Analiza średniego okresu inkubacji choroby u danej osoby i średniego odstępu między pojawieniem się objawów u kolejnych osób wykazała, że chorzy zakażają najsilniej od 2,3 do 0,7 dnia przed pojawieniem się objawów i przestają zakażać w ciągu 7 dni. Udział infekcji, które nastąpiły przed pojawieniem się u zakażającego jakichkolwiek objawów sięgał od 46 do 55 proc. 

Przy założeniu, że czynnik reprodukcji R(0) wynosi 2,5 autorzy pracy oceniają, że monitorowanie kontaktów i izolacja chorych może nie być skuteczna dla opanowania epidemii przy większej niż 30-procentowa transmisja przed pojawieniem się objawów. By była skuteczna, służby sanitarne muszą być w stanie ustalić i poddać kwarantannie ponad 90 procent kontaktów. Rozszerzenie liczby kontaktów o te, które nastąpiły do 2-3 dni przed pojawieniem się objawów pomaga to osiągnąć. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ: "Kopalnia złota" dla naukowców: Pół mln próbek DNA koronawirusa