Francisco Goya, najważniejszy hiszpański artysta drugiej połowy XVIII wieku i początków XIX wieku cierpiał najprawdopodobniej na chorobę autoimmunologiczną. To ona mogła doprowadzić u niego do utraty słuchu i w istotny sposób wpłynąć na mroczny nastrój jego późniejszej twórczości. To wnioski, jakie podczas 24-tej dorocznej Historical Clinicopathological Conference w Baltimore zaprezentowała dziś Ronna Hertzano z University of Maryland School of Medicine. Konkurencyjna hipoteza wskazuje, że Goya mógł też chorować na kiłę.

Francisco Goya, najważniejszy hiszpański artysta drugiej połowy XVIII wieku i początków XIX wieku cierpiał najprawdopodobniej na chorobę autoimmunologiczną. To ona mogła doprowadzić u niego do utraty słuchu i w istotny sposób wpłynąć na mroczny nastrój jego późniejszej twórczości. To wnioski, jakie podczas 24-tej dorocznej Historical Clinicopathological Conference w Baltimore zaprezentowała dziś Ronna Hertzano z University of Maryland School of Medicine. Konkurencyjna hipoteza wskazuje, że Goya mógł też chorować na kiłę.
Wernisaż wystawy z cyklu prac wielkich mistrzów grafiki "Francisco Goya – między rozumem a szaleństwem" w Muzeum Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy /Tytus Żmijewski /PAP

Goya, uznawany dziś za twórcę nowoczesnego malarstwa, w 1892 roku zapadł na poważną, nigdy niezdiagnozowaną chorobę. 46-letni artysta, w pełni sił twórczych, miesiącami był przykuty do łóżka, cierpiał na halucynacje, silne bóle i zawroty głowy, nie mógł chodzić, w końcu przestał słyszeć. Mimo że nikt nie wiedział wtedy, jak należy go leczyć, większość tych objawów po mniej więcej dwóch latach ustąpiła. Słuchu jednak Goya już do końca życia nie odzyskał. To mogło przyczynić się do zmiany klimatu jego dzieł, które stały się bardzo mroczne. 

Dr Hertzano uważa, że opisane objawy z największym prawdopodobieństwem wskazują na rzadką autoimmunologiczną chorobę zwaną zespołem Susaca lub waskulopatią siatkówkowo-ślimakowo-mózgową. Schorzenie, opisane dopiero w latach 70. XX wieku, wiąże się ze zmianami zapalnymi drobnych naczyń krwionośnych w obrębie mózgu, siatkówki oka i ślimaka ucha wewnętrznego. Większość jego objawów po dwóch do czterech lat samoistnie ustępuje, najczęstszym nieuleczalnym powikłaniem jest utrata słuchu.

Badaczka wskazuje, że inne możliwe diagnozy choroby Francisco Goi wydają się mniej prawdopodobne. Owszem, podobne objawy mogły dawać bakteryjne zapalenie opon mózgowych i kiła, jednak pierwsza z tych chorób bez antybiotyków raczej prowadziła do śmierci. W przypadku kiły prawdopodobieństwo jest większe, jednak trudno byłoby wytłumaczyć ustąpienie wszystkich, poza głuchotą, objawów. Z podobnej przyczyny można też raczej wykluczyć zatrucie ołowiem.

Ta diagnoza wymagała prawdziwie detektywistycznej pracy - mówi dr Hertzano, ekspert od komórkowych i genetycznych mechanizmów utraty słuchu - Sprawa Goi była fascynującą medyczną zagadką. Wydaje się, że jest parę możliwości jej wyjaśnienia. Dziś losy artysty potoczyłyby się inaczej, nawet jeśli doszłoby do utraty słuchu, implanty ślimakowe mogłyby sprawić, że słuch zostałby mu przywrócony.

Cytowana na stronie internetowej czasopisma "New Scientist" Janis Tomlinson, historyk sztuki z University of Delaware uważa, że choroba nie musiała mieć znaczenia dla mrocznego charakteru późniejszych dzieł mistrza. Ekspertka od twórczości Goi, którą także zaproszono do wygłoszenia wykładu podczas Historical Clinicopathological Conference, uważa, że twórczość mistrza nie byłaby przez jemu współczesnych uznawana za szczególnie mroczną, czy depresyjną. Jej zdaniem istotniejsze znaczenie dla życia i twórczości Goi miała inwazja Napoleona na Hiszpanię w 1808 roku.