"To przede wszystkim film o ludzkiej chciwości i o tym jak chciwość człowieka, wpływa na balans środowiska naturalnego. Wydaje mi się, że jednym z powodów, dla których film spotkał się z takim zainteresowaniem jest fakt, że udało nam się pokazać jak ta wspomniana chciwość funkcjonuje na najniższym poziomie" - mówi reżyser "Krainy miodu", laureat Grand Prix Kraków Green Film Festival - Ljubomir Stefanov.

"Kraina miodu" to opowieść o 50-letniej Hatidze, która mieszka z chorą matką w opustoszałej macedońskiej wiosce. Hoduje pszczoły i jest ostatnią z linii niezależnych pszczelarzy. Ten film to także laureat 1. nagrody na festiwalu Sundance i zdobywca podwójnej nominacji do Oscara.

Karolina Kowalska, Konrad Bogusz: Pierwsze pytanie musi dotyczyć scenariusza - początkowy szkic zupełnie nie uwzględniał Hatidze i jej niezwykłej historii.

Ljubomir Stefanov: Przygotowując kolejny filmowy projekt, postawiliśmy sobie za cel stworzenie krótkometrażowego dokumentu, ukazującego obszar Macedonii Północnej z perspektywy środowiska naturalnego. Prace rozpoczęliśmy jak zawsze od wyruszenia w teren i przygotowania dokumentacji - to właśnie wtedy spotkaliśmy Hatidze. Poznając ją stało się dla nas jasne, że film będzie opowiadał jej historię. Scena, w której Hatidze dzieli wydobyty z ula miód, wypowiadając w kierunku pszczół zdanie "Połowa dla mnie, połowa dla was", została nakręcona w pierwszym tygodniu zdjęciowym, a same te słowa stały się mottem zarówno dla nas, jak i dla całego filmu.

Czy Hatidze otworzyła się przed Wami od razu, przy pierwszym spotkaniu?

Absolutnie! Jest niezwykłą osobą. Nieustannie podkreślamy jej ogromną charyzmę i inteligencję - Hatidze posługuje się biegle czterema językami. Nauczyła się samodzielnie, od grup migrujących przez jej tereny, czy tymczasowo osiedlających się tam na przestrzeni lat. Biegle mówi po turecku, który jest jej językiem ojczystym, po macedońsku, albańsku, jugosłowiańsku i arumuńsku. Powiedziała nam, że od zawsze miała nadzieję, że pewnego dnia pojawi się dziennikarz, który będzie chciał opowiedzieć jej historię światu. 

Po obejrzeniu "Krainy miodu" ma się nieodparte wrażenie, że to jednak nie historia głównej bohaterki jest w filmie najważniejsza. Ona, mimo wszystko, wydaje się być jedynie pretekstem do przekazania innego, ważnego komunikatu.

Tak, bo to przede wszystkim film o ludzkiej chciwości i o tym jak chciwość człowieka, wpływa na balans środowiska naturalnego. Wydaje mi się, że jednym z powodów, dla których film spotkał się z takim zainteresowaniem jest fakt, że udało nam się pokazać jak ta wspomniana chciwość funkcjonuje na najniższym poziomie - na poziomie społeczności składającej się z dosłownie kilku osób.

"Kraina Miodu" zwiedziła już niemal cały świat, pojawiając się na najbardziej prestiżowych festiwalach filmowych i rozdaniach najważniejszych nagród. Z jakim odbiorem spotykaliście się najczęściej?

Spędziliśmy 14 miesięcy podróżując z filmem po przeróżnych wydarzeniach, począwszy od Sundance, a kończąc na Oscarach. Pojawiliśmy się na każdym kontynencie, z wyjątkiem Afryki. Przyznaję, że odbiór filmu bywał różny, w zależności od miejsca. Duży wpływ miała kultura danego kraju i mentalność. Okazało się, że na ten sam problem, zupełnie inaczej patrzy publiczność w Hongkongu, inaczej w Portland. Diametralnie różniło się podejście widowni w Indiach, od spojrzenia widowni w wysoko rozwiniętym, europejskim kraju, takim jak np. Szwajcaria. Ostatecznie jednak dzięki Hatidze i jej umiejętności stworzenia emocjonalnej relacji z przyrodą, z matką, z pszczołami i z życiem, najważniejsze przesłanie zawarte w filmie, było klarowne dla wszystkich widzów.

Czy wiesz jak teraz wygląda życie i codzienność Hatidze?

Tak, pozostajemy cały czas w kontakcie. Po zakończeniu zdjęć do filmu, jeszcze na wczesnym etapie montażu, stworzyliśmy naprawdę krótki dokument składający się z trzech czy czterech scen: sceny z krowami, z matką Hatidze i m.in. z momentem zbierania miodu. Zgłosiliśmy ten materiał do Sarajevo Film Festival, a za wygraną udało nam się kupić dla Hatidze dom w wiosce, w której mieszkali jej krewni. Był zupełnie zwyczajnym, macedońskim domem, ale w przeciwieństwie do miejsca, w którym mieszkała dotychczas z matką, miała w końcu dostęp do elektryczności. Spędziła w nim minioną zimę, natomiast tuż po wybuchu pandemii, zdecydowała się opuścić tę gęsto zaludnioną wioskę i razem ze swoim bratem wróciła do miejsca, które znane jest już z filmu. Z tego co mi wiadomo, kilka tygodni temu odwiedził ją tam reporter, przygotowujący w oparciu o jej historię materiał dla "The New York Times"...

Rozmawiali: Karolina Kowalska, Konrad Bogusz