Uroczysty pokaz zrekonstruowanego cyfrowo filmu "Nikt nie woła" z 1960 roku odbędzie się 12 marca w warszawskim kinie Kultura. Specjalnymi gośćmi projekcji będą reżyser Kazimierz Kutz, autor zdjęć Jerzy Wójcik oraz inni twórcy filmu.

To było bardzo trudne zadanie, trochę szaleństwo, trochę epifania - wspomina Kazimierz Kutz. Byłem jak pies spuszczony z łańcucha, ale z nieprawdopodobnie precyzyjnym pomysłem. Wiedziałem, że muszę znieść kwadratowe jajo - mówi reżyser.

W warstwie ideologicznej "Nikt nie woła" jest polemiką z "Popiołem i diamentem" Wajdy. Bożek (Henryk Boukołowski), młody akowiec, który nie zabił "czerwonego", to rewers Maćka Chełmickiego. U Kutza tematyka polityczna zostaje unieważniona, bo dla bohatera ważniejsza jest inicjacja erotyczna, podkreślająca przekonanie reżysera, że to nie idea, a życie samo w sobie jest najwyższą wartością.

Opowiadaniu owego "czasu miłości" Bożka i Lucyny (Zofia Marcinkowska) podporządkowana jest awangardowa, nowofalowa forma filmu, a doskonałym uzupełnieniem zdjęć Jerzego Wójcika stała się nowoczesna, atonalna muzyka autorstwa debiutującego w tej roli Wojciecha Kilara.

"Nic się nie dzieje", "chory, zdegenerowany film" - takie i inne słowa dezaprobaty padały po kolaudacji. Obrazu bronił szef Kadru Jerzy Kawalerowicz i jego kierownik literacki Tadeusz Konwicki. Walka o "Nikt nie woła" trwała pół roku, ostatecznie film wszedł na ekrany, ale z ocenzurowanym finałem (w pierwotnej wersji była to pierwsza w polskim kinie naga scena erotyczna), czego twórcy nie mogą przeboleć do dziś. Po "Nikt nie woła" mam świadomość popełnienia grzechu śmiertelnego. Ale o wielkich grzechach myśli się zawsze z czułością - mówi Kazimierz Kutz.

"Nikt nie woła" to trzeci, po "Giuseppe w Warszawie" i "Nie lubię poniedziałku", tegoroczna premiera KinaRP. Wśród kolejnych znajdą się m.in. "Miś", "Ucieczka z kina Wolność", "Przypadek" i "Życie rodzinne".