"Trzeba o nim zrobić wielki film, żeby cały świat się o nim dowiedział" - mówi o rotmistrzu Witoldzie Pileckim Marco Patricelli, autor książki "Ochotnik". W rozmowie z reporterką RMF FM Katarzyną Szymańską-Borginon przyznał również, że Pilecki może być wzorem dla współczesnej młodzieży.

Przypomnijmy, rotmistrz Pilecki to polski bohater, którego komunistyczne władze chciały skazać na zapomnienie. Dobrowolnie przedostał się do obozu zagłady Auschwitz, gdzie organizował ruch oporu i skąd przesyłał raporty o obozie. W 1948 został skazany na śmierć.

Katarzyna Szymańska-Borginon: Jak to się stało, że Włoch zajął się polskim bohaterem ?

Marco Patricelli: Pasjonuje mnie historia Polski. Zresztą nie tylko historia, ale również sztuka, kultura. Tak więc, gdy odkryłem tę postać nie mogłem pozostać obojętny. Po prostu musiałem opisać tę wspaniałą historię.

Jak Pan odkrył rotmistrza Pileckiego?

W Warszawie, podczas spotkania z Andrzejem Wajdą, w związku z jego filmem "Katyń".

Dlaczego właśnie rotmistrz Pilecki?

Bo to niesamowita historia, tragiczna, dosyć typowa dla Polski, którą świat powinien poznać. Bo jest on symbolem walki z totalitaryzmem, symbolem sensu humanizmu i wolności.

Co Pana poruszyło najbardziej?

Opisałem jego życie, dowiedziałem się, że w młodości walczył z bolszewikami. Wstrząsnął mną zwłaszcza jego proces zorganizowany przez komunistów. To historia nawet bardziej tragiczna niż jego pobyt w Auschwitz, gdzie był ochotnikiem. Był codziennie po kilka razy torturowany przez funkcjonariuszy UB. On na to wszystko odpowiadał, że jest polskim oficerem, który jest posłuszny legalnemu rządowi, temu w Londynie, a nie temu z Lublina. Mówił, że Auschwitz, to była igraszka w porównaniu z tym co się tam działo. Także jego żona to bohaterka. Sądzę, że doświadczyła rzeczy nawet gorszych niż jej mąż. Nie mogła nawet wymawiać imienia swojego męża. To było polityczne morderstwo ówczesnego państwa. Nie istniało jego ciało, nie istniała pamięć o nim.

Czy jest to postać, która może być inspiracją dla młodych?

Tak, bo to był normalny człowiek, który miał żonę, dzieci, który kochał sztukę, ale był też był wielkim idealistą. Nie można go jednak zaklasyfikować politycznie. Nie jest on emanacją jakieś ideologii, ale idei... Często, gdy opowiadam młodzieży o Pileckim to słyszę: "to piękna powieść, ale koniec zbyt tragiczny". Oni myślą, że to fikcja, a nie prawdziwa historia.

W naszych czasach cierpienie, poświęcenie nie są już aktualne?

Trochę tak, bo historia Pileckiego nie mogła zakończyć się happy endem.

Jak Pan tłumaczy fakt, że nawet w Polsce Pilecki nie jest powszechnie znany?

Reżim komunistyczny robił wszystko, by wymazać o nim pamięć.

Ale minęło już ponad 20 lat od upadku komunizmu.


Historia ma swój czas, który niekoniecznie jest czasem ludzi.

Pan pisząc książkę o Pileckim chciał, żeby poznano go w Europie? Jakie jest przesłanie pańskiej książki?


Chcę, żeby wiedziano, że byli tacy wspaniali bohaterowie. Ja do tej pory odkryłem tylko jednego takiego.

Nie tylko Pilecki nie jest znany w Europie, ale także nasza historia.


Polska powinna być lepiej i bardziej znana. I nie myślę tylko o jej historii, ale także o kulturze. Teraz to może trochę się zaczyna zmieniać dzięki obecności w Unii Europejskiej.

Wciąż jednak pojawiają się "kłamstwa oświęcimskie", nawet tutaj, w belgijskiej prasie od czasu do czasu czytam: "polski obóz koncentracyjny".

Trzeba z tym walczyć, bo Auschwitz nie tylko nie był "polski", ale nawet nie był  "w Polsce", bo był w część okupowanej przez III Rzeszę. U nas, we Włoszech także słyszę o "włoskim obozie koncentracyjnym" Risiera di San Saba w Trieście, który był przecież obozem zorganizowanym przez nazistów.

Co można zrobić, by Pileckiego poznano szerzej, w Europie, na świcie?

Trzeba zrobić o nim film. Taki, który odbije się szerokim echem, jak "Lista Schindlera", czy "Pianista" Polańskiego.

Pańska książka mogłaby być scenariuszem.


Chciałem tylko opisać jego historię.