Wciąż brak reakcji Pałacu Buckingham na wywiad telewizyjny, jakiego udzielili książę Harry i księżna Meghan. Padło w nim wiele niepochlebnych słów pod adresem rodziny królewskiej.

W Pałacu Buckingham trwają gorączkowe rozmowy, choć na razie nie widać ich rezultatu. Członkowie rodziny królewskiej mają o czym dyskutować - zostali oskarżeni przez księżną Meghan o rasizm i brak empatii wobec osoby zdradzającej skłonności samobójcze. 

Oliwy do ognia dolał książę Harry, użalając się publicznie nad swoim ojcem i następcą tronu księciem Karolem oraz bratem Williamem. Zdaniem Harry'ego są oni więźniami systemu i znajdują się w potrzasku. 

Pałac Buckingham z reguły nie komentuje medialnych doniesień na temat rodziny królewskiej. Wywiad udzielony przez książęcą parę telewizji CBS nie był wyssaną z palca tanią sensacyjką. Oto szósty w kolejce do tronu i jego żona oskarżają rodzinę królewską o brak empatii, wrogość i szerzenie kłamstw na ich temat.

Lekcja historii

Pałac Buckingham zachował ciszę nawet po sławetnym wywiadzie, jakiego w 1995 roku, na dwa lata przed śmiercią udzieliła matka Harry'ego, księżna Diana. Jeśli tym razem zrobi wyjątek, nie będzie się spieszył z wydaniem komunikatu - będzie wyważony, bez przyjmowania na siebie winy i odbijania piłeczki oskarżeń. 

Bardziej zdystansowani komentatorzy wskazują na szersze konsekwencje wywiadu książęcej pary. Rodzina królewska ma być wzorem jedności i cnót obywatelskich. Taki wizerunek ma pokazywać poddanym i eksportować poza granice Wielkiej Brytanii. Po ostatnich wydarzeniach wyłania się obraz zgoła odmienny, który nie jest zaskoczeniem. "Firma" jest skłócona, panują w niej archaiczne zasady i nie ma w niej miejsca na światopoglądową ewolucję czy uwspółcześnianie tradycji. 

Niepisana zasada

Pałac Buckingham nigdy nie krytykuje politycznych decyzji Izby Gmin. Na tym m.in. polega koncept monarchii konstytucyjnej. Analogicznie, aparat państwa nie ingeruje w sprawy Korony, oprócz zabezpieczania jej finansowego wsparcia na cele reprezentacyjne i egzekwowania podatków. To może tłumaczyć ciszę, jaką po emisji programu w telewizji CBS zachowuje biuro premiera na Downing Street. 

Warto skupić się na kilku reakcjach, które dają znać o sobie. Dla brytyjskich rojalistów Harry i Meghan są zdrajcami, którzy kalają własne gniazdo. Republikanie uważają, że ich wywiad jest kolejnym argumentami za zniesieniem na Wyspach monarchii. Natomiast pożeracze bulwarówek trzymają kciuki za niezależność książęcej pary albo z zazdrością patrzą na jej fortunę i wielomilionowe kontrakty z Netflixem czy Spotify. 

Szukanie winnych

Pojawiają się także głosy chwalące Harry'ego i Meghan za upublicznieni instytucjonalnego rasizmu, jaki rzekomo panuje w rodzinie królewskiej. Ale bez wskazania konkretnej osoby, która pozwoliła sobie na niefortunny komentarz pod adresem ich pierworodnego syna. Takie oskarżenia potęgują jedynie spekulacje i będą łatwe do odparcia. 

Sama prezenterka programu CBS Oprah Winfrey zmuszona była wykluczyć z kręgu podejrzanych królową Elżbietę II i jej męża księcia Filipa. Krąg się zawęża, ale nie precyzuje. Winnego nie poznamy zapewne nigdy. 

Jest jeszcze całkiem spora grupa Brytyjczyków, dla których przygody Windsorów po obu stronach Atlantyku są alternatywną rzeczywistością, z którą nie mają i nie chcą mieć nic wspólnego. Mają do nich taki sam stosunek jak do greckich bogów lub bohaterów bajek braci Grimm.


Opracowanie: