​Nie będzie konsekwencji dla zoo w Kopenhadze, w którym zastrzelono wczoraj zdrową, niespełna dwuletnią żyrafę i rzucono na pożarcie lwom. Chodzi o to, że żyrafa o imieniu Marius nie miała dobrych genów do reprodukcji.

Pracownicy zoo zorganizowali publiczny pokaz i na oczach dzieci pokroili na kawałki żyrafę i rzucili drapieżnikom. Decyzja i widowisko wywołały szok i protesty na całym świecie. Jak ustaliła reporterka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon, Europejskie Stowarzyszenie Ogrodów Zoologicznych i Akwariów (EAZA) stoi jednak murem za zoo w Kopenhadze.

Jak tłumaczył David Williams-Mitchell rzecznik EAZA, zoo w Kopenhadze uczestniczy w programie hodowli żyraf i wprowadzania ich do środowiska naturalnego. A Marius nie miał odpowiedniego genotypu. Zoo w Kopenhadze jest świetnym ogrodem zoologicznym, bez niego nie byłby możliwy program. Zwierzęta są tam bardzo dobrze traktowane - zapewniał rzecznik.

Zoo miało kilka możliwości, ale nie zdecydowało się na żadną z nich. Marius nie został sprzedany miliarderowi, który chciał uratować zwierzę, ponieważ "nie było gwarancji, że zwierzę będzie miało odpowiednie warunki". W grę nie wchodziła także kastracja, bo miałaby ona uboczne skutki dla zwierzęcia.

Od czasu do czasu musimy podejmować trudne decyzje, by zapewnić genetyczną różnorodność - mówił Williams-Mirchell. Co dziwniejsze, rzecznik bronił nawet makabrycznego widowiska, w którym uczestniczyły małe dzieci, obserwując jak krojono żyrafę na kawałki, a potem rzucano lwom. Zdaniem rzecznika jest to forma edukacji, na którą zezwolili rodzice.

Zastrzelenie Mariusa wywołało oburzenie wśród internautów i miłośników zwierząt. Personel zoo w Kopenhadze otrzymuje nawet listy z pogróżkami. Sprawa jest tym bardziej szokująca, że w sobotę, w ostatniej chwili, zoo w Doncaster w Anglii zaproponowało, że przyjmie Mariusa. Nie otrzymało jednak żadnej odpowiedzi.