Dwie demonstracje odbyły się w niedzielę w Paryżu - jedna zwołana w obronie liderki francuskiej skrajnej prawicy Marine Le Pen, druga - w proteście przeciw skrajnej prawicy. Podczas obu ich uczestnicy, o przeciwstawnych poglądach, mówili o obronie wartości, takich jak sprawiedliwość i wolność.

Uczestników obu paryskich demonstracji łączył wyłącznie powód, dla którego wyszli na wezwanie partii politycznych. To wyrok sądowy dla Le Pen, skazanej za defraudację środków publicznych z zakazem startu w wyborach przez pięć lat.  

Liderka skrajnej prawicy odwołuje się od wyroku. Sąd apelacyjny w Paryżu zamierza rozpatrzyć apelację latem 2026 roku. 

Wybory prezydenckie odbędą się wiosną 2027 roku.

Lewica przeciwko skrajnej prawicy

W niedzielę na Placu Republiki, w tradycyjnym miejscu spotkań lewicy, odbyła się demonstracja zwołana przez skrajnie lewicową Francję Nieujarzmioną (LFI). Była kontrmanifestacją wobec zgromadzenia partii Le Pen - Zjednoczenia Narodowego (RN).

Przemawiający działacze lewicy przekonywali, że wszyscy są równi wobec prawa. "Marine, jeśli robi się głupotę, to jest się karanym" - głosił odręcznie narysowany plakat, który trzymała mała dziewczynka. 

Na placu było wiele młodzieży, przyszły też rodziny z dziećmi. Młodzieżówka Partii Komunistycznej przyniosła banner z napisem: "Nie - faszystowskiej demonstracji siły, tak - dla państwa prawa".

Le Pen o "polowaniu na czarownice" i "odchyleniach" od demokracji

Godzinę później na placu Vauban, nieopodal Pałacu Inwalidów, gęstnieje tłum, nad którym powiewają francuskie barwy narodowe. Flagę państwową trzyma niemal każdy uczestnik wiecu, zwołanego w obronie Le Pen przez jej partię - skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN).

Liderka francuskiej skrajnej prawicy  ponownie skrytykowała wydany na nią wyrok sądowy, nazywając go "decyzją polityczną". Zapewniała o respekcie dla państwa prawa, mówiąc jednocześnie o "polowaniu na czarownice" i "odchyleniach" od demokracji.

Wymiar sprawiedliwości nie może ingerować w sposób, w jaki deputowani pełnią swój mandat w służbie obywateli, jeśli nie doszło do osobistego wzbogacenia się czy korupcji. Nie może on wybierać kandydatów w wyborach - mówiła polityczka, która zamierza startować w wyborach prezydenckich w 2027 roku. Wyrok sądu komplikuje te plany.

Wystąpienie Le Pen poprzedziły przemówienia jej współpracowników. Wiceprzewodniczący RN Louis Aliot, skazany w tym samym procesie, również uznany za winnego defraudacji środków publicznych, przekonywał, że "żadne pieniądze publiczne nie były zdefraudowane" i nie było "żadnej szkody" dla Parlamentu Europejskiego. 

Proces dotyczył fikcyjnego zatrudniania asystentów europosłów skrajnej prawicy.

Przewodniczący RN Jordan Bardella powiedział z kolei,  że decyzja sądu była "niesprawiedliwa i skandaliczna".