Sytuacja w hotelu Oberoi w Bombaju jest już pod kontrolą - oświadczył szef indyjskich komandosów, dodając, że podczas szturmu siły specjalne zabiły dwóch terrorystów. Teraz komandosi przeszukują pokój po pokoju. Wcześniej z hotelu ewakuowano około stu gości w większości obcokrajowców.

W hotelu Taj-Mahal w Bombaju komandosi podczas przeszukiwania znaleźli około 50 ciał. Dzisiaj rano w budynku znowu słychać było strzały. W hotelu ukrywa się prawdopodobnie jeszcze jeden terrorysta, który przetrzymuje jedną bądź dwie osoby. Komandosi znaleźli w budynku pieniądze, amunicję i dokument tożsamości z Mauritiusu, należące najprawdopodobniej do terrorystów.

Trwają również zacięte walki o zajęty przez terrorystów żydowski ośrodek religijny w Bombaju. Budynek ortodoksyjnej grupy Chabad-Lubawicz znajduje się w popularnej i uczęszczanej części miasta, co utrudnia operację. Nad budynkiem krążył śmigłowiec, z którego na dach opuściło się co najmniej dziewięciu komandosów. Słychać było strzały, co jak spekulują agencje, miało być osłoną dla lądujących żołnierzy. Akcję z dachów okolicznych domów i sąsiednich ulic obserwują tłumy gapiów, wielu z lornetkami.

Dochodzą sprzeczne informacje na temat liczby osób przetrzymywanych w ośrodku i ewakuowanych. Według agencji AP, jedynymi osobami, którym udało się uciec jeszcze w czwartek rano, było dwoje pracowników i dwuletni chłopiec.

W nocy informowano o siedmiu ewakuowanych, ale jeden z izraelskich dyplomatów wyjaśnił, że mogły one zostać uwolnione z innych budynków tego kompleksu. W ośrodku znajdowało się ok. 10 osób.

Na razie dramatyczny bilans zamachów w Bombaju to 125 osób zabitych i prawie 300 rannych. Dowódcy hinduskiej armii twierdzą że zamachowcy pochodzili z Pakistanu. W atakach zginęło siedmiu cudzoziemców. Policja zabiła wszystkich terrorystów zabarykadowanych w hotelu Taj-Mahal. Czterej Polacy, którzy byli w miejscach, gdzie uderzyli ekstremiści, są bezpieczni i znajdują się pod opieką polskiego konsula.