Policja w Los Angeles usunęła demonstrantów ruchu "Occupy" z placu przed ratuszem w tym mieście. Okupowali oni plac od prawie dwóch miesięcy. Doszło do drobnych starć, cztery osoby aresztowano.

Na polecenie burmistrza miasta Antonia Villaraigosy policja nakazała protestującym zwinięcie namiotów i opuszczenie placu o północy czasu miejscowego z niedzieli na poniedziałek. Kiedy zbliżał się wyznaczony termin, plac zapełnił się ludźmi, którzy solidaryzowali się z demonstrantami. Zgromadziło się na nim około 2000 osób.

Po północy burmistrz Villaraigosa ogłosił, że policja da demonstrantom więcej czasu na spakowanie rzeczy i likwidację obozowiska. Przedstawiciele policji powiedzieli, że chcą uniknąć użycia siły.

Nad ranem jednak policjanci w pełnym oporządzeniu do tłumienia rozruchów dali protestującym 5 minut na opuszczenie placu i przystąpili do ich usuwania. Demonstranci rzucali w nich butelkami i kijami bambusowymi.

Podobne ultimatum postawiły władze działaczom ruchu "Occupy" w Filadelfii. W niedzielę aresztowano tam osiem osób.

Akcje usuwania demonstantów z placów i parków przeprowadzono wcześniej w kilku innych miastach, m.in. w Nowym Jorku, Oakland w Kalifornii i Portland w stanie Oregon.

Działacze ruchu "Occup"y, zwanego też "ruchem 99 procent", protestują przeciw rosnącym nierównościom dochodów w USA i nadużyciom banków, które nie poniosły odpowiedzialności za spowodowanie kryzysu w 2008 roku i światowej recesji.