"To jest otwarcie, które pokazuje, że pomysł Trumpa spalił na panewce i bardzo mocne uderzenie w gospodarkę chińską de facto byłoby uderzeniem w gospodarkę światową i amerykańską. Ja to odczytuję w ten sposób, że Amerykanie się wycofują. Chińczycy od samego początku, mimo że się postawili, mówili, że są otwarci na rozmowy. (…) Obydwie strony oddychają teraz z ulgą, że już nie muszą udawać. Teraz zaczynają się prawdziwe negocjacje o tym, jak tak naprawdę mają wyglądać reguły handlu amerykańsko-chińskiego" - mówił w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim na antenie Radia RMF24 dr hab. Marcin Jacoby, sinolog z Zakładu Studiów Azjatyckich SWPS.
Wielu analitykom wydawało się, że to będzie pierwsza próba bezpośredniego dialogu. Amerykanom zależało na dialogu na najwyższym szczeblu, Chińczykom wprost przeciwnie - zależało na tym, żeby najpierw rozmawiali ludzie dużo niżej w hierarchii, żeby to były rozmowy robocze. I rzeczywiście spotkanie w Genewie było spotkaniem roboczym i dla wielu osób nieoczekiwane było, że zakończyło się niezłym dealem - komentuje prof. Jacoby.
Stany Zjednoczone i Chiny zgodziły się na obniżenie ceł na wzajemny import o 115 pkt. proc. na 90 dni, licząc od 14 maja. Dodatkowo Chiny zobowiązały się do usunięcia środków pozataryfowych.
To jest otwarcie, które pokazuje, że pomysł Trumpa spalił na panewce i bardzo mocne uderzenie w gospodarkę chińską de facto było uderzeniem w gospodarkę światową i amerykańską - stwierdza ekspert.
Zauważa także, że w ciągu ustalonych 90 dni obie strony wypracują zapewne szczegółowe wytyczne, jak prowadzić eksport oraz import chińskich i amerykańskich towarów, pomiędzy tymi dwoma państwami.
Sinolog przypomina, że Stany Zjednoczone nie spodziewały się reakcji odwetowej ze strony Chińczyków.
Doprowadzili do niebezpieczeństwa zamrożenia bezpośredniego handlu amerykańsko-chińskiego - mówi prof. Jacoby. Sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, ponieważ Chińczycy zaczęli eksportować swoje produkty do państw trzecich, żeby stamtąd były eksportowane do Stanów - zauważa, przypominając, że niektóre produkty były wyłączone z handlowego zakazu.
Wszyscy by się zgodzili, że gdyby ta sytuacja trwała dłużej, wpędziłaby światową gospodarkę w duży kryzys - przyznaje specjalista.
Chińczycy dali wiele sygnałów, że w momencie kiedy Amerykanie będą gotowi do rozmów, oni się na tę rozmowę zgodzą. Raczej stawiałbym na to, że Chińczycy czekali na amerykański ruch - stwierdza ekspert, dodając, że Chiny były nastawione na tryb wojenny.
Mówili "dobrze, my stracimy, nasza gospodarka będzie słabsza, ale to jest rywalizacja stulecia, a my musimy wytrzymać, być silni" - przytacza prof. Jacoby.
Według eksperta społeczność Stanów Zjednoczonych nie wytrzymałaby wyższych cen produktów oraz mniejszej dostępności, na co byli gotowi mieszkańcy Chińskiej Republiki.
Chiny zyskują bardzo dużo w państwach globalnego południa i we wszystkich państwach, które nie są specjalnie blisko i sympatycznie nastawione do Stanów Zjednoczonych - zauważa specjalista.
Zwraca także uwagę, jak trudnym i nieprzewidywalnym partnerem staje się Ameryka. Na tle ekonomicznej wojny, Chiny mogły za to pokazać się jako spokojne i otwarte państwo.
Na amerykańskim chaosie i na bardzo trudnej, zaskakującej polityce Trumpa, Chiny zdecydowanie zyskały, jeśli chodzi o szerszy wizerunek w świecie - mówi w internetowym Radiu RMF24 profesor Marcin Jacoby, sinolog specjalizujący się w zagadnieniach polityczno-społecznych regionu Azji Wschodniej, kierownik Zakładu Studiów Azjatyckich SWPS.
Opracowanie: Julia Domagała